“W zgodnej opinii sędziowskich ekspertów sędzia Paweł Raczkowski niesłusznie ukarał czerwoną kartką Michała Gurgula z Lecha Poznań, który grając w osłabieniu, przegrał w Krakowie z Puszczą Niepołomice 0:2. Jak to możliwe, że w epoce VAR zdarzają się tak rażące błędy sędziowskie i dlaczego PZPN do dziś milczy na ten temat? Czyżby uznał: ciszej nad tą trumną?”, — informuje: www.polsatsport.pl
W zgodnej opinii sędziowskich ekspertów sędzia Paweł Raczkowski niesłusznie ukarał czerwoną kartką Michała Gurgula z Lecha Poznań, który grając w osłabieniu, przegrał w Krakowie z Puszczą Niepołomice 0:2. Jak to możliwe, że w epoce VAR zdarzają się tak rażące błędy sędziowskie i dlaczego PZPN do dziś milczy na ten temat? Czyżby uznał: ciszej nad tą trumną?
ZOBACZ TAKŻE: Paulo Sousa zostanie trenerem wielkiego klubu? Odbyły się pierwsze rozmowy
Sędzia Raczkowski im dłużej oglądał zapis akcji, tym miał większy zamęt w głowie? Sędzia Paweł Raczkowski udał się przed monitor VAR. Wozem wideoanaliz zarządzał Paweł Malec. Jakimś cudem Raczkowski doszedł do wniosku, że i tak należy się czerwona kartka dla Gurgula.
Piłkarzom „Kolejorza”, na czele z Mikaelem Ishakiem, sędzia wyjaśnił, że nie było spalonego. Sęk w tym, że ten argument działa na jego niekorzyść! Przecież Puszcza ruszyła z akcją, ale nie wykorzystała swej szansy! W tej sytuacji Gurgulowi należała się co najwyżej żółta kartka, za niebezpieczne zagranie.
Grająca w przewadze Puszcza strzeliła dwa gole i zamykający jeszcze w sobotę ligową tabelę Dawid powalił liderującego Goliata.
Sędzia Raczkowski milczy, PZPN schował głowę w piasek Raczkowski nie próbował się nawet bronić argumentacją. Co więcej, PZPN do dziś nie wyjaśnił, skąd taka dziwna, niedorzeczna decyzja zespołu sędziowskiego.
Pikanterii sprawie dodaje fakt, że sędzia Raczkowski prowadził pierwszy mecz Lecha od kwietnia ubiegłego roku. Na wniosek „Kolejorza” PZPN nie obsadzał go przez ponad półtora roku. Lech czuł się skrzywdzony po tym, jak Raczkowski nie pokazał drugiej żółtej kartki, a co za tym idzie czerwonej obrońcy Pogoni Konstantinosowi Triantafyllopoulosowi.
Rodzi się pytanie, czy to dobra praktyka, że PZPN od lat idzie na rękę klubom i celowo wycofuje niemile widzianych sędziów. Na pewno to rodzi niesnaski. Będący na cenzurowanym arbiter traci pole manewru, a co za tym idzie, traci zarobek. Jeśli podpadnie wielkiemu klubowi, traci też prestiż. Już w najbliższą niedzielę Lech zagra z Legią i Paweł Raczkowski na pewno nie zostanie obsadzony na ten hit Ekstraklasy. Nie tylko dlatego, że jest z Warszawy.
Złośliwi puszczają oko, że do tak ewidentnej gafy sędziowskiej doszło zaledwie trzy dni po tym, jak szef mafii ustawiającej mecze Ryszard F., pseudonim „Fryzjer”, opuścił Zakład Karny w Krzywańcu.
Ciśnie się na usta pytanie, komu i do czego to zamieszanie ma służyć? Jeśli PZPN nie chce, aby sędzia sam się tłumaczył ze swych błędów, co byłoby najlepszym rozwiązaniem, to głos w tej sprawie powinien zabrać szef arbitrów Tomasz Mikulski. Chowanie głowy w piasek nie jest dobrym pomysłem. Z żadnego puntu widzenia: PR-owego, szkoleniowego dla sędziów i ze zwykłego poczucia sprawiedliwości, jakim się kierują kibice.
Fakt, że mały klub spod Krakowa, jakim jest Puszcza pnie się w tabeli, może cieszyć. Natomiast lepiej by było, żeby postępy punktowe wynikały z dobrej gry, waleczności podopiecznych Tomasza Tułacza, a nie gaf sędziowskich.
VAR nie uratuje piłki Przy okazji mamy kolejny dowód na to, że nawet najbardziej doskonały system, z VAR-em na czele, nie uratuje piłki od grubych błędów sędziowskich. Koniec końców i tak o wszystkim decyduje człowiek, a ten miewa słabsze dni. Jak Paweł Raczkowski miał w sobotę w Krakowie. Z pewnością nie trafia do mnie zwalania winy na asystenta, który błędnie podniósł chorągiewkę, czy na sędziego VAR. Cała odpowiedzialność i tak spada na sędziego głównego, tym bardziej, że on sam analizował zapis wideo z tej akcji.
Lech może się odwołać, licząc na to, że Komisja Ligi anuluje czerwoną kartkę dla Gurgula, dzięki czemu obrońca będzie mógł zagrać w meczu z Legią. Ale punktów, które zostały w Krakowie nikt i nic już „Kolejorzowi” nie odda.
Przejdź na Polsatsport.pl