“Jasmine Paolini grała wspaniale i miała Arynę Sabalenkę na widelcu. Ale Białorusinka nie na darmo jest dziś numerem jeden światowego tenisa. Faworytka WTA Finals pokonała Włoszkę 6:3, 7:5 i jest już o tylko jedno zwycięstwo od zapewnienia sobie prowadzenia w rankingu na koniec roku bez względu na wyniki Igi Świątek. Sabalenka jedzie po to jak czołg. A jednocześnie nie brakuje jej finezji.”, — informuje: www.sport.pl
Przez ostatnie dwa i pół miesiąca Sabalenka została triumfatorką turnieju w Cincinnati, wygrała wielkoszlemowe US Open, dotarła do ćwierćfinału w Pekinie i wzniosła trofeum dla zwyciężczyni turnieju w Wuhan. Do Rijadu przyleciała, grając najlepszy tenis w życiu. A w meczu z Paolini pokazała, że jest dziś też tak silna psychicznie, jak nie była nigdy wcześniej.
Sabalenka obroniła dwa setbole. Siła woli i coś więcej Paolini rozgrywała dobry, a momentami wręcz świetny mecz. Nie zraziła się tym, że choć przez pierwsze 20 minut biegała po korcie jak króliczek Duracella, to przegrywała 0:4. Przez ten czas Włoszka dobiegała do takich piłek granych przez Białorusinkę, do jakich teoretycznie nie powinna zdążać. Mogłaby poczuć się sfrustrowana, że choć tych piłek sięga, to jedynie odwleka koniec wymian wciąż granych pod dyktando rywalki. Ale Paolini się nie zniechęciła i pokazała w tym meczu nie tylko wielkie serce, ale i ogromne umiejętności.
W drugim secie Włoszka wyszła na 2:0, a później na wspaniałą odpowiedź rywalki i miała jeszcze lepszą ripostę. Kiedy Sabalenka z 0:2 doprowadziła do stanu 4:2, to Paolini w trzech kolejnych gemach wygrała aż 15 z 18 punktów i dzięki temu prowadziła 5:4! Grając z ogromnymi prędkościami i z wykorzystaniem geometrii kortu, Włoszka wypracowała sobie dwie piłki setowe przy stanie 4:6, 5:4 i przy serwisie Sabalenki. Wtedy to Białorusinka błysnęła, jak na światową numer jeden przystało. Tego gema wyszarpała siłą woli, dwa kolejne wygrała już pewnie. Rozpędziła się tak, że znów stała się dla rywalki nieosiągalna. Była jak czołg, który nie przejmuje się niczym, co znajduje się na jego drodze.
Rybakina tego czołgu raczej nie zatrzyma Sabalenka wygrała 56. mecz w sezonie (przy 12 porażkach). To jej rekord życiowy (rok temu zanotowała 55 zwycięstw). Jeszcze tylko jednej wygranej potrzebuje, żeby zapewnić sobie rzecz, na której bardzo jej zależy. Chodzi o zakończenie roku na pierwszym miejscu w światowym rankingu. Przewaga Sabalenki nad drugą Igą Świątek jest na tyle duża, że Białorusince wystarczy wygrać wszystkie trzy mecze w fazie grupowej WTA Finals, by bez względu na dalsze wyniki zapewnić sobie obronę pozycji liderki.
Sabalenka broni tego miejsca, atakując. Taki ma styl – jest silna, ultraofensywna. A przy tym potrafi grać finezyjnie, lubi czasem posłać skrót, umie podciąć piłkę czy technicznie odegrać serwis, całkowicie zaskakując przeciwniczkę. Jeśli więc Sabalenka jest czołgiem, to takim z kwiatkiem w lufie.
Kolejny raz światowa numer jeden będzie chciała to pokazać w środę, w meczu z Jeleną Rybakiną. Urodzona w Moskwie Kazaszka nie jest dla Sabalenki wygodną rywalką, ale teraz dyspozycja każdej z tych zawodniczek jest na zupełnie innym poziomie. Rybakina przegrała w Arabii Saudyjskiej oba swoje dotychczasowe spotkania (z Paolini i Zheng), a Sabalenka oba wygrała (wcześniej z Zheng 6:3, 6:4). Wszystkie znaki na ziemi i na niebie wskazują na to, że lada dzień Sabalenka wypełni w Rijadzie pierwszą ze swoich misji. Bo drugą, nie mniej ważną od obrony pozycji numer jeden, jest dla niej zapewne triumf w całym turnieju. Pierwszy taki w karierze.