“Jeżeli komuś się wydaje, że takiego meczu jak ten wczorajszy w wykonaniu polskiej reprezentacji jeszcze nie widział, jest w błędzie. Nie dalej jak półtora roku temu w Brukseli, też w Lidze Narodów, przeciw Belgom, prowadziliśmy nawet 1-0 po golu Roberta Lewandowskiego. Na przerwę schodziliśmy z remisem 1-1. By ostatecznie w drugiej połowie stracić pięć goli i przegrać 1-6. Posada Czesława Michniewicza wisiała wtedy na włosku.”, — informuje: www.polsatsport.pl
Szklanka do połowy pełna. Po drugiej połowie bliska dna
ZOBACZ TAKŻE: Awaryjne powołanie do reprezentacji Polski! Ważna decyzja Michała Probierza
Jeżeli najlepszym piłkarzem w Porto był grający przez niewiele ponad pół godziny Bartosz Bereszyński to coś mi tu nie gra. Piłkarz, który pojawił się w „jedenastce” po raz pierwszy od roku i tylko dlatego, że na zgrupowaniu z kontuzją wypadł Przemysław Frankowski. „Bereś” zagrał do tego nie na swej nominalnej pozycji, jest piłkarzem drugoligowego włoskiego średniaka. Drugim paradoksem jest to, że zespół „posypał” się w obronie gdy stracił odsądzanego od dawna od czci, wiary, fartu i umiejętności Jana Bednarka. Już po nominacjach na listopad zwracałem także na tych łamach uwagę na to, że brakuje nam środkowych obrońców. Na liście znalazło się prawie trzydzieści nazwisk, ale gdyby za kartki wypadli Sebastian Walukiewicz wraz z Bednarkiem w poniedziałek formację obronną trzeba byłoby łatać albo przesunięciem na pół-prawego stopera „Beresia” albo umieszczać w podstawie osiemnastoletniego debiutanta Michała Gurgula. Upomnienie w Porto dostaliśmy jedno. Inna sprawa, że trudno mówić, że na szczęście, skoro dotyczyło to tylko grającego na czas Marcina Bułkę, bo świadczy to o tym, że jakie było nasze podejście do meczu. Tak jak w słynnej scenie w filmie „Seksmisja”: „Agresja? Poziom zero”. Portugalia wygrała 5-1, a żółte kartki zobaczyło jej czterech piłkarzy. Z pola.
Zostaliśmy zatem bez pola manewru w defensywie, ze słabo wyglądającym Kiwiorem oraz niedoświadczonymi wciąż Walukiewiczem i Kamilem Piątkowskim. Tomasz Kędziora z mistrza Grecji PAOK-u Saloniki, grający regularnie także w Lidze Europy mógł chyba znaleźć się w kadrze? Skoro jej najlepszym elementem był wczoraj piłkarz drugoligowej Sampdorii Genua… Środkowych obrońców wśród powołanych od razu było za mało! Ale jak widać, z dostrzeżeniem pewnych rzeczy jest w tej kadrze kłopot.
Do afery związanej z niewpisaniem do protokołu Kamila Świderskiego nie wolno nie wracać. W tej sprawie zdrzemnęli się bowiem wszyscy, nie tylko osoba bezpośrednio za to odpowiedzialna. Jeżeli nawet ja, jako widz oglądający ten mecz z poziomu kanapy i telewizora, zdziwiłem się, patrząc na skład na Flashscorze na ekranie smartfona, że nasza ławka w porównaniu z portugalską jest dziwnie krótka i nie ma na niej „Świdra”, to ktoś rzucając okiem na wydrukowaną kartkę ze składami też powinien to zauważyć. Nie trzeba było być nadmiernie spostrzegawczym, by stwierdzić, że coś tu nie gra. I dobrze byłoby, żeby i w całym naszym zespole odpowiedzialnym za pierwszą reprezentację też ktoś w końcu zwrócił uwagę na to, że „nie gra” tu więcej i nie od wczoraj. Nie tylko jeżeli chodzi o ten przypadek. Czas się obudzić. Najlepiej nie z ręką wiadomo gdzie. Żartów nie ma. Poza tymi w „memach” w sieci. W poniedziałek gra toczyć się będzie nie tylko o pozostanie w Dywizji A.
Przejdź na Polsatsport.pl