“Iga Świątek jest jedną z najlepszych tenisistek ostatnich lat, ale nie ma szczęścia do gry w reprezentacji Polski. Finały Billie Jean King Cup w Maladze są tego kolejnym przykładem. Jednocześnie Świątek raz jeszcze pokazała, jak bardzo zależy jej na występach w drużynie narodowej, czym ponownie zamyka usta krytykom.”, — informuje: www.sport.pl
Co za walka Świątek w Maladze Iga Świątek musi mieć świadomość, że pcha drużynę narodową w górę – czy to w rozgrywkach kobiecych Billie Jean King Cup, czy mieszanych damsko-męskich United Cup. W Maladze znów wywiązała się z tego zadania w znakomitym stylu. Choć nie jest jeszcze w idealnej formie, niedawno wróciła po dwumiesięcznej przerwie i nie poszło jej najlepiej w WTA Finals w Rijadzie – w finałach w Hiszpanii dała z siebie absolutnie wszystko.
– Jestem tak zmęczona, że w ogóle nie mogę ogarnąć tego, co się dzieje. Nie sądzę, bym jutro miała w sobie jakąkolwiek siłę po przebudzeniu. Obstawiam, że będę cała obolała – mówiła Świątek na konferencji po meczu z Włoszkami.
To nie może dziwić. Świątek zagrała w Maladze trzy mecze singlowe i dwa w deblu. Na korcie spędziła od piątku aż 10 godzin i 48 minut. To bardzo duża dawka wysiłku fizycznego i mentalnego. Była prawdziwą liderką w każdym ze spotkań. Jedyną porażkę poniosła w nocy z poniedziałku na wtorek w deblu z Katarzyną Kawą. Włoszki Sara Errani i Jasmine Paolini, mistrzynie olimpijskie z Paryża, okazały się minimalnie lepsze.
Nie ma szczęścia do kadry Z tych pojedynków zapamiętamy wiele i będzie wśród tych wspomnień obrazek zaobserwowany tuż po meczu – gdy Świątek siedzi smutna na ławce, podchodzą do niej kolejne koleżanki z kadry, chcą ją pocieszyć. Piękny dowód na dobrą atmosferę w zespole. Nie zmienia to jednak faktu, że turnieje reprezentacyjne pozostają pechowe dla naszej najlepszej tenisistki.
Świątek sezon kończy minimalną porażką w walce o finał BJKC, a zaczęła niepowodzeniem finałowym w United Cup. W Australii w meczu z Niemcami do sukcesu brakowało jeszcze mniej. Świątek pokonała bowiem Angelikę Kerber, a następnie Hubert Hurkacz miał dwie piłki meczowe w starciu z Alexandrem Zverem. Przegrał, a następnie duet Hurkacz – Świątek okazał się o włos gorszy od pary Zverev-Siegemund. Wtedy Świątek także musiała przeżywać gorycz rozczarowania.
Jeszcze trudniejsze emocje przyszły rok wcześniej, gdy reprezentacja Polski odpadła w półfinale United Cup z USA. Mecz zaczął się od niepowodzenia Świątek z Jessiką Pegulą. Polka nie mogła wtedy powstrzymać łez, nie pomagało pocieszanie ze strony kapitan Agnieszki Radwańskiej. Świątek mogła mieć świadomość, że bez punktu z jej strony drużynie będzie jeszcze trudniej o awans do finału.
Indywidualne występy z orzełkiem na piersi także nie przynosiły bezwarunkowej radości. Podczas niedawnych igrzysk olimpijskich w Paryżu Świątek nie zdołała wywalczyć upragnionego złotego medalu. Lepsza w półfinale okazała się od niej Chinka Qinwen Zheng. Brązowy krążek to wielki sukces, ale celem było złoto. Z kolei trzy lata wcześniej cała Polska śledziła, jak w Tokio nasza tenisistka długo płakała po niepowodzeniu w drugiej rundzie imprezy olimpijskiej.
Te emocje po meczach reprezentacji, także pozytywne, jak choćby po wygranej z Czeszkami w sobotę, pokazują jak ważne dla Świątek pozostają starty reprezentacyjne. Raz jeszcze zamyka usta tym krytykom, którzy zarzucali jej, że ważniejsze są dla niej występy pod własnym nazwiskiem w Wielkim Szlemie czy turniejach WTA.
Kolejny dowód przyjdzie za nieco ponad miesiąc. Świątek znów wystąpi w United Cup, kosztem startów indywidualnych w Brisbane czy Adelajdzie z cyklu WTA. Nie musiałaby wybierać turnieju reprezentacyjnego jako formy przygotowań do Australian Open. Mogłaby śladem wielu czołowych zawodniczek świata postawić na imprezy z głównego cyklu kobiecego tenisa. A jednak kolejny raz zagra w kadrze – oby tym razem skończyło się to awansem do finału, a tam zwycięstwem.