27 listopada, 2024
Kosmiczny wyczyn Lewandowskiego. Magiczne 24 minuty thumbnail
Piłka nożna

Kosmiczny wyczyn Lewandowskiego. Magiczne 24 minuty

Nie istnieje „gol Lewandowskiego”, nie ma jednej typowej dla niego akcji. Nie ma uderzenia po dalszym słupku jak Henry, nie ma wielu cyrkowych trafień jak Ibrahimović. Ale oglądasz 101 goli Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów i widzisz wszystko, co powinien umieć napastnik. Widzisz maszynę strzelającą każdy rodzaj gola – pisze Dawid Szymczak ze Sport.pl.”, — informuje: www.sport.pl

Nie istnieje „gol Lewandowskiego”, nie ma jednej typowej dla niego akcji. Nie ma uderzenia po dalszym supku jak Henry, nie ma wielu cyrkowych trafie jak Ibrahimovi. Ale ogldasz 101 goli Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzw i widzisz wszystko, co powinien umie napastnik. Widzisz maszyn strzelajc kady rodzaj gola – pisze Dawid Szymczak ze Sport.pl.

To seans na 24 minuty – gol, powtórka, żadnych zbędnych ujęć. I tak 101 razy. Hurtownia goli – prawą nogą, lewą, wolejem, głową, z gry, ze stałych fragmentów, po zbiegnięciu na bliższy słupek i z okolic dalszego, tuż sprzed bramki, ale i spoza pola karnego. Po dotarciu do bramki nr 82 – zdobytej przewrotką przeciwko Dynamu Kijów, ma się już pewność: Lewandowski strzelił w Lidze Mistrzów każdego gola, jakiego może strzelić środkowy napastnik.

Zobacz wideo Robert Lewandowski w pogoni za Ronaldo! „Koniec jest gwałtowny”

Sto goli Roberta Lewandowskiego w Lidze Mistrzów. Na tym polega jego wielkość We wtorek, w dniu, w którym Robert Lewandowski zdobył 100. i 101. bramkę w Lidze Mistrzów, obejrzałem wszystkie jego gole w tych rozgrywkach. I właściwie nie dowiedziałem się o nim niczego nowego. Ten seans raczej utrwala i potwierdza to wszystko, co już o nim wiemy. Nie widzimy na tym klipie geniusza, a tytana pracy. Te sto goli pokazuje, jak się przez lata rozwijał, jak rozszerzał swój warsztat o rzuty karne i rzuty wolne, jak dopracowywał szczegóły. Wreszcie – jak w każdym drobnym elemencie chciał otrzeć się o perfekcję i jak wszechstronny dzięki temu się stał. Z tych akcji nie kipi talent, nie ma w nich wiele magii. Nie ma nawet wielu goli, które mógłby strzelić tylko Lewandowski. To przeciwieństwo Messiego, którego album pełen jest bramek, na które stać było tylko jego. Oglądasz je i co chwilę dostajesz akcję z kosmosu, wykraczającą poza możliwości innych pikarzy. Lewandowski strzelał gole, które mógłby strzelić właściwie każdy napastnik z Ligi Mistrzów. Ale on uzbierał ich sto! I na tym polega jego wielkość.

Jest oczywiście kilka arcydzieł – musiały się trafić zważywszy na skalę. Przywoływana już przewrotka z Dynamem Kijów, trzeci gol z czterech przeciwko Realowi Madryt, rzut wolny z Atletico Madryt nadają się do oprawienia w ramkę. Ale zachwytu wciąż nie wywołuje jakość pojedynczych trafień, a dopiero suma ich wszystkich. To, jak powtarzalny i regularny był przez ostatnie lata.

Piłka wpada do bramki, a do głowy wpadają kolejne myśli. Seans Przez ostatnich 13 lat wiele tych akcji widzieliśmy na bieżąco, sporo z nich mamy w pamięci. Ale skoro Lewandowski skompletował całą setkę, warto jeszcze raz obejrzeć je wszystkie. Choćby po to, by podczas takiego seansu uchwycić i docenić to, co na bieżąco nam umykało – każdego małego gola, który nie rzucał na kolana, po którym zerkaliśmy na telewizor i szliśmy dalej, bo przecież bardzo nam te gole spowszedniały. Normalne stało się to, że Polak w środku tygodnia w najważniejszych europejskich rozgrywkach niemal co mecz strzela gola. Nie trafiało to na czołówki gazet, nie było temat rozmów w tramwajach. Przyzwyczailiśmy się.

Warto też obejrzeć ten klip, by lepiej zrozumieć skalę tego osiągnięcia – przecież pierwszego gola Lewandowski strzelał w 2011 r., gdy na reklamowych bandach widniało „Playstation 3” i w mniej więcej równej formie był do czasu, gdy trójkę zastąpiła piątka. Zmieniał w tym czasie kluby, zmieniali się jego trenerzy, zmieniały się wymagania wobec niego, zmieniał się też jego status w oczach rywali. Nie zmieniło się tylko to, że wciąż strzelał gole. Imponujące.

Ta wycieczka po golach dla każdego będzie inna. Każdy może dostrzec coś innego. Na co innego zwrócić uwagę, czymś innym się zachwycić. Piłka wpada do bramki, a do głowy wpadają różne myśli.

  • pierwsza – że ten wielki mecz z Realem przyszedł bardzo szybko, bo przecież strzelał w nim raptem ósmego, dziewiątego, dziesiątego i jedenastego gola
  • druga – że gol, którym kompletował hat-tricka w tamtym meczu, był bodaj jego najdoskonalszym ze wszystkich stu: przyjęcie lewą nogą z obrotem, ucieczka, przetoczenie piłki prawą nogą, uderzenie pod poprzeczkę z niewygodnej przecież pozycji – co za koordynacja i swoboda ruchów, co za pewność siebie
  • trzecia – że pierwsze dwa rzuty karne uderzał z całej siły w środek bramki, a dopiero później stał się mistrzem w oszukiwaniu bramkarzy. I tutaj przypomina mi się anegdota, którą opowiedział mi Marek Kalitowicz, jeden z przyjaciół Lewandowskiego. – Byliśmy kiedyś całą paczką przyjaciół u Roberta na porannym treningu. Pojechaliśmy tam z pustymi żołądkami, mieliśmy później wybrać się na śniadanie. Trening się skończył, wszyscy piłkarze zeszli, został tylko „Lewy” z rezerwowym bramkarzem. Strzelał mu karne, a później rzuty wolne. Dobre pół godziny. Krzyczeliśmy, żeby już kończył, bo jesteśmy głodni. Tylko się uśmiechnął, musiał swoje zrobić. Później trochę go ochrzaniliśmy: „Po co ty te karne ćwiczysz, skoro jesteś może czwarty w kolejce? Przed tobą jest Arjen Robben, Thomas Mueller i Frank Ribery”. Odpowiedział: „Spokojnie, jeszcze się to przyda” – opowiadał. Przydało się. Również do tego, by strzelić tego setnego gola
  • czwarta – że zmiana klubu wcale nie musiała być tak bezbolesna i płynna. Ta myśl nachodzi mnie w okolicach trzydziestej bramki: w Dortmundzie często wbiegał w pole karne i dopadał do piłki, strzelał sporo goli w biegu, korzystał z wolnej przestrzeni, tymczasem w Monachium już czekał na piłkę w polu karnym, strzelał niemal na stojąco, będąc bliżej bramki. Dostosował się błyskawicznie, a przecież miał być kolejnym środkowym naparstkiem, który nie zmieści się w systemie Pepa Guardioli.
  • piąta – że 37. gol jest najlepszym dowodem jego ciągłego rozwoju. Zresztą, właśnie na tę bramkę zwrócił uwagę w wywiadzie dla Sport.pl Paweł Wilkowicz, autor biografii Lewandowskiego „Nienasycony”. „Już jako ukształtowany piłkarz, zachęcony przez Carlo Ancelottiego, zaczął piłować na treningach rzuty wolne, zostawał po zajęciach, żeby je strzelać. I wypiłował tak, że piłka wpadła do bramki akurat w momencie, gdy chciał coś ogłosić światu [włożył wtedy piłkę pod koszulkę, ogłaszając, że jego żona jest w ciąży – red.]. A już Juergen Klopp mu mówił: ty powinieneś próbować z wolnych”
  • szósta – że uparł się na ten Real. Pokonywał Ikera Casillasa, Diego Lopeza, Keylora Navasa również
  • siódma – że zwariowałem. Gdzie w tej akcji jest Lewandowski? James Rodriguez podaje do Corentina Tolisso, ten dogrywa przed bramkę, ale skąd nadbiegnie Lewandowski? Wtedy przypominam sobie, że miał epizod w blond włosach. To gol nr 42, z Anderlechtem
  • ósma – że bardzo smutne były mecze w pandemii. Puste trybuny, dźwięk kopanej piłki, muzyka po golach, do której nikt się nie bawił. Lewandowski na pustych stadionach strzelił dziewięć goli
  • dziewiąta – że po zdobyciu 82. bramki, przewrotką z Dynamem Kijów, miał już w dorobku każdy rodzaj gola
  • dziesiąta – że u żadnego trenera nie był szczęśliwszy niż u Hansiego Filcka. Barcelona zatrudniając go po Xavim Hernandezie zrobiła Lewandowskiemu piękny prezent. Kto wie, dokąd razem dojdą?
  • jedenasta, ostatnia – że to się jednak w głowie nie mieści. Dobrze żyć w czasach Lewandowskiego

Powiązane wiadomości

Robert Lewandowski przemówił po wielkim wyczynie

sport. pl

Jan Furtok czarował piłką. Świat futbolu żegna legendę. Piechniczek, Urban, Strejlau, Dziekanowski, Wijas

polsatsport pl

Jubileusz Szymona Marciniaka! Polak goni legendy

polsatsport pl

Zostaw komentarz

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Zaakceptować Czytaj więcej