“Iga Świątek w wywiadzie dla TVN24 przyznała, że podczas zawieszenia najbardziej bolesne były dla niej liczne teorie, domysły i plotki, dlaczego na dwa miesiące wycofała się z gry. – Chciałabym mieć w przyszłości przestrzeń, aby podejmować decyzję bez tłumaczenia się – powiedziała tenisistka. Rzecz w tym, że sama pozostawiła pole do kreowania nierealnej rzeczywistości – pisze Filip Modrzejewski ze Sport.pl.”, — informuje: www.sport.pl
– Na początku myślałam, że to mnie spotkało przez to, że grałam w tenisa. Samo wychodzenie na kort było bolesne. (…) Prawda jest taka, że kocham grać, ale nie na tyle, aby poświęcać swój honor i wartości. (…) To, że jestem sportowcem, wpakowało mnie w tę sytuację – mówiła Iga Świątek.
To Igę Świątek zabolało najbardziej. Dostrzega sam skutek, nie przyczynę 23-letnia tenisistka przyznała, że najtrudniejsze okazały się jednak dyskusje toczące się podczas jej dwumiesięcznej nieobecności na kortach. – Gdy nie zagrałam tych turniejów w Chinach, powstawało wiele teorii, nagłówki, diagnozy o depresji, wypalenia… Sam fakt, że ludzie zaczęli mnie tak drastycznie oceniać, sprawił, że nie było łatwo. (…) To, jakie były nagłówki w mediach, najbardziej mnie zabolało. Przeszłam najtrudniejszą walkę w swoim życiu, najdłuższy turniej, a wchodziłam do internetu i czytałam, że jestem wypalona i powinnam zwolnić połowę swojego teamu, gdy to on mnie trzymał w nadziei – powiedziała.
To, co spotkało Igę Świątek, wywołuje w jej kibicach współczucie. Fakt, iż tak negatywne emocje dotknęły ją w sytuacji „najtrudniejszej walki w życiu”, na pewno było niezwykle bolesne. Później Iga Świątek mówi: – Polska zareagowała bardzo mocno na to, że nie zagrałam trzech turniejów. Za granicą, gdy ktoś robi sobie przerwę z własnego wyboru, nie ma takiego odbioru czy echa. Chciałbym mieć w przyszłości przestrzeń, aby podejmować decyzję bez tłumaczenia się – przyznała Polka. I w tym jest sedno zagadnienia.
Z tych słów można odnieść wrażenie, że Iga Świątek dostrzegła sam skutek, a nie przyczynę powstawania licznych teorii oraz plotek. Sprawa dwumiesięcznej nieobecności w turniejach WTA była bardzo enigmatyczna. W zasadzie nikt nie wiedział, co dzieje się z Polką. Dostawaliśmy jedynie strzępki sygnałów, gdy organizatorzy turniejów w Azji informowali o wycofaniu się z rywalizacji – raz z „powodów osobistych”, innym razem o „skupieniu na poszukiwaniach trenera”, gdy rozstała się z Tomaszem Wiktorowskim.
Świątek musi zdawać sobie sprawę ze swojej pozycji Oczywiście: niekoniecznie wyobrażam sobie, że Iga Świątek ze swoim teamem miałaby komunikować o zawieszeniu po pozytywnym teście antydopingowym – choć jestem za przejrzystością śledztwa – zwłaszcza że obowiązywała „klauzula poufności”, choć i ona pozostawia cień tajemnicy. Osoby z teamu Polki, które opowiedziały Łukaszowi Jachimiakowi o kulisach sprawy, przekonywały, iż obowiązuje ich zakaz informacji o procesie. – Zasada poufności odnosi się do ITIA, a nie do zawodnika – tłumaczył jednak Adrian Bassett w rozmowie z Agnieszką Niedziałek.
A to oznacza to, że przez dwa miesiące nikt nie wiedział, co dzieje się z Igą Świątek, albowiem sama tenisistka tego nie wytłumaczyła. To naturalnie kreowało dyskusje, plotki czy nawet teorie spiskowe. Często niestety z negatywnym wydźwiękiem dla Polki. Aby to w pewnym stopniu ukrócić, wystarczyłby komunikat o chęci odpoczynku czy poukładania spraw ze sztabem. To w zasadzie naturalna praktyka, którą stosują zawodnicy i zawodniczki.
– Za granicą, gdy ktoś robi sobie przerwę z własnego wyboru, nie ma takiego odbioru czy echa. Chciałabym mieć w przyszłości przestrzeń, aby podejmować decyzję bez tłumaczenia się – powiedziała – powtórzmy raz jeszcze – wiceliderka rankingu. Niestety to przegrana walka, albowiem Iga Świątek w Polsce jest postacią generującą gigantyczne zainteresowanie na całym świecie. Team Świątek dotychczas skutecznie chronił jej prywatność, lecz Iga przestała istnieć tylko dla siebie. Taka jest cena bycia na szczycie i posiadania tak licznego grona oddanych fanów, których martwi długa nieobecność ich idola.
„Postać tego formatu przestaje należeć tylko do siebie. Staje się częścią życia społecznego, wzorem, punktem odniesienia. Żyjemy w czasach wszechobecnego kultu celebrytów i Świątek w tym panteonie zajmuje jedno z najważniejszych miejsc. I jak każde bóstwo odbiera nie tylko hołdy, ale ma też swoje uciążliwe obowiązki” – pisał niedawno mój redakcyjny kolega Michał Kiedrowski, gdy Świątek wracała do gry w turnieju WTA Finals – jak się okazuje – po zawieszeniu. Już wtedy zasygnalizowała problem, mówiąc, że „musi pamiętać, że gra dla siebie”. Bolesny kamień z serca zrzuciła dopiero podczas wywiadu z Anitą Werner, lecz dalsza kontynuacja tej drogi wciąż będzie miała negatywne konsekwencje.
Gdy sygnalizowałem brak klarownej komunikacji Świątek w momencie jej nieobecności, otrzymałem odpowiedzi fanów, że Polka nie musi się przed nikim tłumaczyć. Dziwi mnie takie podejście.
Często po wpisach w mediach społecznościowych lub tekstach na Sport.pl, spotykam się z komentarzami, że nie doceniam naszej tenisistki albo wręcz tylko czekam, aby jej coś wytknąć. To oczywiście pozorna perspektywa, która może wynikać z faktu, iż w przeciwieństwie do wielu dziennikarzy nie jestem kibicem Igi Świątek (czy też Huberta Hurkacza etc.). Wspieram wszystkich polskich tenisistw, ale nie z osobistej czy personalnej sympatii do sportowca-rodaka, a dla popularyzacji tenisa w kraju. A temu z pewnością posłuży lepsza komunikacja polskiej tenisistek z rzeszą jej sympatyków z całego świata.