“– Jury lepiej traktuje skoczków z czołówki PŚ. Nie puszcza ich z belki startowej w złych warunkach wietrznych, a gdy one robią się niebezpieczne do skakania, to przed topowymi zawodnikami jury reaguje od razu. Taki porządek jest może przykry, ale patrząc na to z drugiej strony, warto się przebić do topu, bo wtedy wiesz, że masz z tego profity i nie chodzi mi tylko o te finansowe – powiedział Polsatowi Sport prezes PZN-u Adam Małysz przed rozpoczęciem sezonu PŚ w skokach narciarskich.”, — informuje: www.polsatsport.pl
– Jury lepiej traktuje skoczków z czołówki PŚ. Nie puszcza ich z belki startowej w złych warunkach wietrznych, a gdy one robią się niebezpieczne do skakania, to przed topowymi zawodnikami jury reaguje od razu. Taki porządek jest może przykry, ale patrząc na to z drugiej strony, warto się przebić do topu, bo wtedy wiesz, że masz z tego profity i nie chodzi mi tylko o te finansowe – powiedział Polsatowi Sport prezes PZN-u Adam Małysz przed rozpoczęciem sezonu PŚ w skokach narciarskich.
Adam Małysz, prezes PZN-u: Na pewno te kontuzje pokrzyżowały plany Kamila i Piotrka. Wydawało się, że to nic wielkiego, Kamil nie przeszedł nawet żadnego zabiegu, tylko musiał odpuścić treningi, ale aż na pięć tygodni. U Piotrka wszystko dobrze się goiło, szybko wrócił do trenowania, ale przez przerwę stracił rytm, przez co nie wrócił do dyspozycji sprzed urazu. Będziemy musieli na niego poczekać co najmniej do zawodów w Wiśle (6-8 grudnia – przyp. red.).
Przed odlotem do Norwegii czterech naszych zawodników skakało na podobnym poziomie. Czasem Dawid i Olek oddawali bardzo dobre skoki, a czasem porównywalne do tych Pawła Wąska i Kamila.
ZOBACZ TAKŻE: Brawo, brawo, brawo! Polka wywalczyła srebro. Co za inauguracja sezonu!
Adam Małysz o przekłamaniach asystenta trenera Thurnbichlera Jest pan zadowolony z przygotowań?
Wydaje mi się, że nie miały w nich miejsca błędy, które zostały popełnione rok temu, ale na wyniki tej pracy trzeba poczekać. Doświadczony pewnymi faktami z zeszłego sezonu, przekłamaniami asystenta trenera (Marca Noelke – przyp. red.), który twierdził, że jest wszystko super, a wyszło zupełnie inaczej, jestem bardzo ostrożny. Zresztą zawsze taki jestem i wolę komentować to, co się już dokonało, niż bawić się w prognozowanie. Tym bardziej, że w ostatnim okresie nasi zawodnicy nie mieli kontaktu z innymi skoczkami zagranicznymi. Bez porównania ich formy na tle konkurencji ciężko ocenić, na co nas stać.
Dyspozycje naszych zawodników wydawały się być wysokie. Jedyne, czego mi brakowało, to lidera, który by skakał o trzy metry dalej od pozostałej czwórki. Wówczas reszta mogłaby do niego dorównywać. Pytanie tylko czy cała nasza ekipa jest na równym poziomie wysokim, czy wręcz przeciwnie – niewysokim. Pierwsze konkursy w Lillehammer, a później w Kuusamo, do którego się wybieram, dadzą nam odpowiedź na pytanie, w którym miejscu jesteśmy.
Co pan przeczuwa?
Mam tylko nadzieję, że nie jesteśmy w tak ciemnej dziurze, jak w zeszłym roku.
Adam Małysz nie wywiesił białej flagi ws. odmłodzenia kadry W Lillehammer Polskę reprezentują Dawid Kubacki, Kamil Stoch, Maciej Kot, Aleksander Zniszczoł i Paweł Wąsek. Średnia wieku wynosi prawie 32 lata, Wąsek jako jedyny jest poniżej „trzydziestki”, a po powrocie 37-letniego Żyły mediana pójdzie jeszcze bardziej w górę. Wywiesił pan białą flagę w temacie odmładzania kadry A? Przecież w roli dyrektora mamy Alexandra Stoekla, który w Austrii i Norwegii potrafił wprowadzać młodzież.
Ja na pewno nie odpuszczę tematu odmłodzenia naszej kadry. Praca nad tym cały czas wre. Mamy obiecującą młodzież, co potwierdził choćby 19-letni Klemens Jonak, zdobywając letnie mistrzostwo Polski.
To dlaczego nie pojechał do Lillehammer nie tylko on, ale też nikt z chwalonej przez trenera Thomasa Thurnbichlera grupy: Kacper Juroszek, Tomasz Pilch, Jan Habdas, Szymon Byrski, Łukasz Łukaszczyk, Kacper Tomasiak, Tymoteusz Amilkiewicz?
Pamiętajmy, że większość z nich to są wciąż juniorzy. Ja bym był bardzo ostrożny z wystawianiem do Pucharu Świata, bo na tym etapie może im to przynieść więcej złego niż dobrego. Oni powinni się spokojnie rozwijać i przechodzić z FIS Cupów do Pucharów Kontynentalnych, a dopiero później do Pucharu Świata. Jeżeli Jonak i inni nasi młodzi będą na takim poziomie, że stać ich będzie na punktowanie w PŚ, to będzie sens ich wystawiać. Na siłę nie ma co pchać nikogo, bo można mu zrobić krzywdę.
Z tercetu: Pilch, Habdas i Juroszek największy postęp zrobił ten ostatni. Naprawdę niewiele mu zabrakło, żeby załapał się do składu na Lillehammer. Ledwie paru „oczek”. Trzeba jeszcze trochę poczekać, choć powiem, że to nie jest już taka najmłodsza młodzież. Przecież oni mają już po 23-24 lata.
Boi się pan, że kariera przeleci im jak woda przez palce, jak stało się to z Klemensem Murańką?
Powiem szczerze, że nie wiem, co się dzieje. De facto oni faktycznie powinni już być w Pucharze Świata. Powinni zdobywać punkty i czekać na swój najlepszy okres, a tego nie ma!
Adam Małysz: Naszej młodzieży nie puszcza głowa Co zawodzi, mięśnie, głowa, charakter?
Oni mają bardzo duży potencjał. Patrząc na ich predyspozycje fizyczne, jak wypadają w testach, wszystko jest w jak najlepszym porządku. Ewidentnie nie puszcza ich głowa, bo nie da się tego inaczej wytłumaczyć. Głowa i technika, która idzie w parze z koordynacją. Siły i mocy im nie brakuje, mają wręcz potężne predyspozycje do tego, żeby być dobrymi skoczkami. Takimi, którzy będą w PŚ nie tylko punktować, ale i wygrywać. Ale cały czas jest w nich jakaś blokada. Już wydaje się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, w górę, po czym znów wraca ten gorszy poziom.
Na pewno nie winiłbym za ten stan trenera Thurnbichlera, bo oni przechodzili przez ręce różnych trenerów i żaden nie znajdował na nich recepty. Gdy juniorów prowadził Maciek Maciusiak, to oni mieli wówczas najlepsze swe osiągi i wyniki. Teraz mają Maćka w roli asystenta Thomasa Thurnbichera, a i tak czegoś im ciągle brakuje. Ciężko znaleźć odpowiedź na pytanie, co u nich szwankuje. Sam bym chciał, żeby byli na zdecydowanie lepszym poziomie.
Jak długi czas daje pan sobie, abyśmy mogli mówić o efekcie pracy dyrektora Stoekla, który dołączył do PZN-u w sierpniu? Trener Thurnbichler liczył na jego pomoc i to bardzo.
Jeśli chodzi o tych starszych zawodników, to ten efekt musi być zdecydowanie szybki. Wiemy doskonale, że już za niespełna dwa lata odbędą się igrzyska olimpijskie, więc trzeba być do nich w stu procentach przygotowanym. Rozwój naszej młodzieży, dzięki pracy Aleksa, czy pomoc w edukacji trenerów to proces długofalowy, który wymaga czasu. Im więcej rozmów, współpracy, koordynacji, tym lepiej dla naszych skoków.
Nie będzie ogniska zapalnego między Thurnbichlerem a Doleżalem? Adam Małysz mówi, jak jest Udało się wam ustalić zasady współpracy trenera Thurnbichlera z trenerem Kamila Stocha Michalem Doleżalem? Czy Czech również dostanie akredytację uprawniającą go do wchodzenia do stref dla zawodników? Nie będzie tu ogniska zapalnego?
Faktycznie, liczba akredytacji jest ograniczona. Thomas dogadał się z Michalem, Michal ma pełną aprobatę trenerów kadry A. Może z nimi jeździć i być ciągle z Kamilem. Jeśli chodzi o pozostałych, czyli o Łukasza Gębalę i Kacpra Skrobota, to wiem, że Kacper również na niektórych imprezach ma być. Przede wszystkim na MŚ i Turnieju Czterech Skoczni, będzie tam pomagał Maćkowi Kreczmerowi. Cieszę się, że się dogadali, że to poszło w dobrą stronę, współpraca została nawiązana. Byłem na ostatnich dwóch zgrupowaniach, jakie mieli w Zakopanem i w Wiśle. Pracowali wspólnie, to jest pozytywne.
Jako szef związku wolałby pan, żeby któryś z naszych skoczków wrócił na podium klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, czy lepsze byłyby dwa medale z MŚ, które zostaną rozegrane na przełomie lutego i marca w Trondheim?
Chciałbym jednego i drugiego, żeby wróciły te czasy, w których mieliśmy zawodników dominujących w Pucharze Świata i zdobywających mistrzostwo świata.
Zdobyli je Kamil Stoch, Dawid Kubacki i Piotr Żyła.
Jeśli jesteś w topowej trójce, czy piątce w Pucharze Świata, to z góry wiadomo, że liczysz się też w rozgrywce o medale na MŚ. Nie da się tego rozdzielić. Bardzo ważne jest, żeby być w czołówce. Ona zawsze, po pierwsze ma szczęście do warunków, tak na ogół bywa. Po drugie, dla niej jest większa, może nie tolerancja, ale jury lepiej traktuje skoczków z czołówki. Poprzez to chociażby, że nie puszcza ich z belki startowej w złych warunkach wietrznych. A gdy warunki robią się niebezpieczne do skakania, to przed topowymi zawodnikami jury reaguje od razu. Taki porządek jest może przykry, ale patrząc na to z drugiej strony, warto się przebić do topu, bo wtedy wiesz, że masz z tego profity i nie chodzi mi tylko o te finansowe.
Kogo przewiduje pan do walki o „Kryształową Kulę”? Czy ktoś spoza czołówki z ubiegłego roku: Kraft, Kobayashi, Welinger, Herl, Prevc namiesza w PŚ?
Mam nadzieję, że ten układ trzymający władzę w światowych skokach się zmieni, bo od paru lat wygląda niemal identycznie. Mam nadzieję, że pojawią się tam nowe twarze, a wśród nich nasi zawodnicy. Dopóki nie zobaczymy pierwszych zawodów, to wszystko jest wróżeniem z fusów.
Adam Małysz o Akademii Lotnika Co pan robi w sprawie zwiększania potencjału polskich skoków?
Ostatnio ruszyliśmy w Polskę z naszą Akademią Lotnika, żeby pokazać dzieciom i młodzieży, że warto uprawiać ten sport, bo jest piękny. I nie trzeba pochodzić z góry, żeby zostać skoczkiem. Jeździmy po całej Polsce, jest spore zainteresowanie. Z drugiej strony, powiem szczerze, jestem załamany koordynacją i poziomem sportowym naszych dzieci.
Pewnie bardziej chodzi panu o brak koordynacji ruchowej?
Dokładnie. Większość dzieci, które skakały na naszej czterometrowej, mobilnej skoczni nigdy nie miała na nogach nart! Dawaliśmy szanse najmłodszym od pięciu lat, do 13-14 lat. Pojawialiśmy się z tą skocznią w centrach handlowych, ostatnio też pod Pałacem Nauki i Kultury, byliśmy nawet w Szczecinie, więc staraliśmy się zarazić skokami cały kraj.
Jakie były efekty?
Niektórzy złapali bakcyla. Nawet po pierwszych upadkach nie poddawali się próbowali dalej. W Szczecinie poznaliśmy chłopaka, strasznego fana skoków. Jego marzeniem było ich trenowanie. Do tego stopnia, że rodzice się nawet zastanawiali, czy nie przeprowadzić się na południe. Przy pierwszych dwóch próbach zaliczył upadki, ale później oddawał solidne skoki. Fajnie by było, aby ich przygoda z nasza dyscypliną nie zakończyła się na tej mobilnej skoczni, tylko żeby na poważnie zaczęły ten sport uprawiać.
We Wrocławiu poznaliśmy chłopaka, któremu skoki tak się spodobały, że przyjechał z rodzicami także na naszą akcję do Bielska-Białej, a później jeszcze raz pojawił się we Wrocławiu. I na tym to polega, żeby zachęcić dzieci! Nawet jeśli ich nie przyciągniemy na regularne treningi, to namówimy je do uprawiania jakiegokolwiek sportu, W naszej akademii jest pięć stacji, które dzieci muszą przejść, zanim dostaną certyfikat uprawniający do oddania skoków na małej skoczni. Na tych stacjach trenują pozycję dojazdowa, równowagę, relaks, imitację, lot itd. Na każdym z tych punktów zbierają pieczątki i to je uprawnia do wejścia na skocznię.
Przejdź na Polsatsport.pl