“O Simonie Halep w ostatnich tygodniach zrobiło się naprawdę głośno. Po „zaledwie” jednomiesięcznym zawieszeniu dla Igi Świątek za wpadkę dopingową, Rumunka mocno narzekała, że jej sprawa przebiegła o wiele mniej sprawnie i straciła ponad rok gry. Teraz musi odbudować swój ranking od zera i wygląda na to, że organizatorzy turniejów nie zamierzają tego ułatwiać. Halep najpewniej nie otrzyma dzikiej karty Australian Open 2025. Dlaczego? Jej były trener ma swoją teorię.”, — informuje: www.sport.pl
Simona Halep kontra cały świat Gdy na światło dzienne wyszła sprawa zawieszenia Igi Świątek, Halep ostro protestowała. Pytała, dlaczego ITIA załatwiła sprawę Polki po cichu i tak sprawnie, a ona musiała czekać tak długo. W dodatku dostała o wiele wyższy wynik. ITIA tłumaczyła, że to dlatego, iż Świątek padła ofiarą zanieczyszczonego leku bez recepty, a Halep suplementu diety. W dodatku w przypadku Igi wszystko wyjaśniło się znacznie szybciej.
Sprawiedliwie czy nie, Halep znalazła się na tenisowym dnie. Dosłownie, bo swój ranking musi odbudowywać od zera. Rumunka prosiła co prawda o pomoc Radę Zawodniczek WTA w odzyskaniu rankingu sprzed zawieszenia, ale ta odmówiła. Halep musi więc polegać na challengerach oraz dzikich kartach do turniejów WTA. Jednak z tym drugim może nie być kolorowo. Zwłaszcza jeśli chodzi o Wielkie Szlemy. W 2024 roku Rumunki nie dopuszczono do gry w ani jednym takim turnieju. Co więcej, nie zanosi się, by to miało zmienić się również w przyszłym.
Halep długo nie zagra w turnieju wielkoszlemowym? Dzikie karty najpewniej nie dla niej Jak donoszą rumuńskie media, Halep najpewniej nie otrzyma dzikiej karty na Australian Open 2025. Dlaczego? Prawdopodobny powód podał były trener byłej liderki światowego rankingu WTA Artemon Apostu-Efremov. Jego zdaniem wszystkiemu winne są niepisane współprace między organizatorami.
– Są turnieje, które będą chciały dać Simone dziką kartę i takie, które nie będą chciały lub nie będą mogły. Na przykład w Wielkich Szlemach decyzje są podejmowane znacznie wcześniej. Francuzi, Amerykanie i Australijczycy mają wobec siebie pewne zobowiązania. Współpracują oraz wymieniają się w przyznawaniu dzikich kart swoim rodzimym zawodnikom. Tylko Wimbledon nie jest w to zaangażowany i ma autonomiczną politykę. Każdy ma prawo sam sobie to ocenić, ale zaakceptować musimy to wszyscy – powiedział trener dla portalu Sport.ro.