“Kibice tenisa na całym świecie mogą być w ostatnich miesiącach mocno rozczarowani. Coraz więcej zawodniczek wycofuje się z imprez na ostatnią chwilę, a meczów kończy się także kreczami. Tak też było w turnieju w Tokio w arcyciekawym meczu z udziałem byłej mistrzyni US Open – Bianci Andreescu.”, — informuje: www.sport.pl
Świątek przestrzegała, ale tenisistki jej nie słuchały. To już plaga Obecnie w Tokio rozgrywany jest turniej rangi WTA 500. W pierwszej rundzie był jeden krecz. Białorusinka Aliaksandra Sasnowicz (143. WTA) poddała mecz z Kanadyjką Leylah Fernandez (35. WTA), przegrywając 7:5, 2:6, 2:5.
W 1/8 finału doszło do ciekawego starcia: Beatriz Haddad Maia (Brazylia, 10. WTA) zmierzyła się z mistrzynią US Open 2019 – Kanadyjką Biancą Andreescu (159. WTA). Pojedynek trwał zaledwie… czternaście minut. Po tym okresie Brazylijka poprosiła o przerwę medyczną. Po kilku minutach poddała mecz z powodu kontuzji.
Niestety dla fanów tenisa nie jest to w tym momencie dziwny obrazek. Coraz częściej w damskich tenisie mecze kończą się kreczami. Ostatnio w turnieju w Ningbo od ćwierćfinałów były aż trzy krecze! – najpierw w 1/4 zrobiła to Czeszka Barbora Krejcikova (13. WTA), a potem w półfinałach: Hiszpanka Paula Badosa (14. WTA) i Czeszka Karolina Muchova (25. WTA).
Wcześniej w turnieju w Pekinie kreczowała Japonia Naomi Osaka (56. WTA), w Osace – Elise Mertens (36. WTA), a w Seulu mistrzyni US Open 2021 – Brytyjka Emma Raducanu (55. WTA) i Amerykanka Amanda Anisimowa (38. WTA). To już jest naprawdę prawdziwa plaga.
Dla porównania – Iga Świątek w tym sezonie zagrała 68 spotkań. Ani razu nie skreczowała. Liderka światowego rankingu – Aryna Sabalenka grała dwa mecze mniej i skreczowała raz – w turnieju w Berlinie.