“„Zażądamy od (tych) wyraźnie wrogich państw zobowiązania, że nigdy nie stworzą nowej waluty BRICS ani nie będą popierać żadnej innej waluty jako konkurencji dla potężnego dolara USA – albo spotkają się ze stuprocentowym cłem” – tak pisze Donald Trump na swojej platformie Truth Social. Czy prezydent USA nie przesadza?”, — informuje: www.rmf24.pl
Czy przesadza z zagrożeniem? Tu można dyskutować. Rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow właśnie zapewnił dziennikarzy, że nie ma dyskusji o stworzeniu waluty krajów BRICS. Zalecił z właściwą sobie uszczypliwością, by doradcy Trumpa spróbowali lepiej go informować.
Według rozmaitych poważanych amerykańskich gremiów jak Atlantic Council i ekspertów od finansów jak Janet Yellen – do niedawna sekretarz skarbu – pozycja dolara jest niepodważalna.
Potwierdzają to liczby: dolara nadal sprzedaje się lub kupuje w prawie 90 proc. transakcji walutowych na świecie. W amerykańskiej walucie wciąż rozliczane jest ponad 3/4 handlu ropą, czyli najważniejszym surowcem. Ogólny udział dolara w rozliczeniach handlowych na świecie sięga 50 proc.
Nic dziwnego, że rezerwy dolarowe stanowią 60 proc. ogółu rezerw utrzymywanych przez wszystkie państwa globu. Dzięki temu Stany Zjednoczone, które odpowiadają za 40 proc. światowych wydatków wojskowych, mogą ponosić zaledwie część konsekwencji coraz szybszego zwiększania zadłużenia, rozlewając na świat swoją inflację.
Ale tak jest na razie – a za 30, 20, 10 lat? Rosjanie swoim zwyczajem coś knują, zaś Chińczycy wiedzą, w myśl sprawdzonej mądrości, że cierpliwość jest gorzka, ale przynosi słodkie owoce.
Rubel nie ma międzynarodowego znaczenia. Juan zyskuje na znaczeniu w rezerwach i handlu, ale to wciąż margines, nie mówiąc o walutach innych krajów. Jak BRICS miałoby zagrozić dolarowi? Tworząc, jak pisze Trump, wspólną walutę albo wybierając jedną – najpewniej juana – której waga byłaby większa niż suma wag walut poszczególnych krajów w układzie. Taka waluta służyłaby do rozliczeń między znaczną częścią, o ile nie większością świata, jeśli chodzi o obroty handlowe.
Od wielu lat z Chin i Rosji płyną apele o takie przemodelowanie instytucji międzynarodowych, by lepiej uwzględniały zmiany, które dokonały się od czasów po II wojnie światowej, kiedy utworzono fundamenty obowiązującego do dziś światowego porządku. Naczelną rolę pełnią w nim kraje Zachodu, w szczególności supermocarstwo z Ameryki Północnej. Według argumentów Pekinu i Moskwy, którym w ostatnim czasie wtórują kolejne stolice, ten porządek wymaga zmian i dostosowania do obecnej sytuacji, w której Zachód nie jest już jedynym rozwiniętym gospodarczo obszarem.
Jednym z deklarowanych oficjalnie celów grupy jest stworzenie nowego międzynarodowego systemu walutowego, który odpowiadałby potrzebom „wielobiegunowego” świata. Ale czy coś się w tej sprawie dzieje? Nie wiadomo. Coś mówią o tym Rosjanie, ale na Zachodzie to zbywano, wskazując, że obłożona sankcjami Rosja, której konfiskuje się oszczędności zdeponowane na Zachodzie, tylko straszy.
Nowa waluta, o ile wierzyć fragmentarycznym przeciekom z Rosji, miałaby nazywać się BRICS Unit, być tworzona stopniowo i przywrócić do działania koncepcję częściowej wymienialności pieniądza na złoto. Nieprzypadkowo to właśnie Moskwa, a także Teheran, najmocniej forsują ten projekt. Rosja i Iran szczególnie ucierpiały z powodu sankcji, które mogą działać dzięki zachodniej kontroli choćby nad międzynarodowym systemem rozliczeń walutowych.
Według wielu komentarzy grupa BRICS to sztuczny twór, a kraje skupione wewnątrz i wokół organizacji dzieli zbyt wiele, by można było traktować je jako spójną grupę. Trudno jednak nie zauważyć, że większość tych państw łączy chęć zmiany światowego porządku finansowego, zdominowanego od dziesięcioleci przez Stany Zjednoczone z pomocą dolara. Ta chęć nasiliła się zresztą w ostatnim czasie, kiedy sankcje przeciwko Iranowi, a potem Rosji, a zwłaszcza zamiar konfiskaty rosyjskich rezerw na Zachodzie, podważyły zaufanie wielu stolic do obowiązującego systemu.
W ostatnim czasie nie tylko między Rosją i Chinami nastąpiło zwiększenie udziału pozadolarowych rozliczeń. Podobne zjawisko zastępowania dolara rupią, lirem, realem, peso czy randem, zaczyna też dotyczyć innych krajów. Oprócz juana, żadna z tych walut w światowym handlu sama nie zyskała jednak zauważalnej pozycji i nawet w przypadku chińskiej to wciąż jest zaledwie 5 proc., a to oznacza dziesięć razy słabszą pozycję niż ta, którą cieszy się dolar.
Trzeba podkreślić, że od lat Chiny i Rosja wyzbywają się dolarowych rezerw i skupują złoto, powiększając swoje rezerwy. O tym, że coś się święci świadczy ogromny wzrost cen złota i ostrzeżenia Donalda Trumpa, w tym to najnowsze…