“– Według mnie to jest polityczne zlecenie – powiedział wprost Zbigniew Boniek o opublikowanym w poniedziałek akcie oskarżenia przeciwko jego osobie. Były prezes PZPN w rozmowie na kanale Goal.pl przejechał się po działaniach prokuratury. Odniósł się także do tego, czy za czasów Zjednoczonej Prawicy nie przylatywał do Polski z obawy przed aresztowaniem na lotnisku.”, — informuje: www.sport.pl
„Zbigniew B. został oskarżony o to, że w okresie od listopada 2014 r. do sierpnia 2021 roku, jako prezes PZPN, działając wspólnie i w porozumieniu z Gabrielą M., Jakubem T., Maciejem S. oraz Andrzejem P., nadużywając przysługujących mu uprawnień w zakresie negocjowania umów i niedopełniając obowiązków dbałości o mienie, wyrządził PZPN szkodę majątkową wielkich rozmiarów, poprzez zapłatę spółce O. sp. z o.o. kwoty 1.016.902 zł za fikcyjne negocjacje umowy sponsorskiej pomiędzy PZPN a U. sp. z o.o” – głosi komunikat.
Boniek w dwóch wpisach odniósł się do całej sprawy. W pierwszym napisał: „Nareszcie” i dał mnóstwo uśmiechniętych buziek z wysuniętym językiem. „Cel spełniony, uczciwi ludzie obrzuceni błotem. A że akt oskarżenia nie ma nawet 0,5% szans obrony? A kogo to może za 4/5 lat interesować? Huuuuuuurrrraaaa” – dodał w drugim.
Zbigniew Boniek nie ma wątpliwości ws. działań prokuratury. „Robota na zlecenie” Kilkanaście minut później Zbigniew Boniek pojawił się na kanale Goal.pl, gdzie bezpośrednio odniósł się do opublikowanego aktu oskarżenia.
– Było wiadomo od czasu, kiedy pojechałem do Szczecina, że agrafkowy i przekłamany akt oskarżenia będzie zrobiony, bo o to prokuraturze chodziło. To była od 2-3 lat robota na zlecenie. Wypchnęli to do sądu, a ja uważam, że przede wszystkim w tym akcie oskarżenia nic nie ma, bo myśmy nic nie zrobili złego. Myśmy zarobili dla związku od jednego sponsora 24 miliony przez 8 lat, a człowiekowi, który nam sponsora przyniósł, wypłaciliśmy zgodnie z zasadą około miliona. Według mnie to jest polityczne zlecenie – tłumaczył. Pośrednikiem w tej sprawie jest wspomniany w komunikacie prokuratury „Jakub T.”.
– Uważam, że jak poszedłem pierwszy raz [do prokuratury – przyp. red.] to oni mieli już przygotowany akt oskarżenia. Zadałem im pytanie: czemu jako prezes PZPN miałbym wypłacać pośrednikowi pieniądze, jeśli by nam nie przyprowadził sponsora? Nie było żadnej odpowiedzi. […] Polityka ma to do siebie, że jeżeli ktoś ma zlecenie na kogoś i coś trzeba zrobić, no to trzeba sprawę doprowadzić do końca – dodał.
Zobacz też: Kaczyński obiecał i cisza. Co ze stadionem za 300 mln? „Wiele kłamstw”
Boniek wyjaśniał, że wszystko zostało przeprowadzone jasno i transparentnie ws. wypłacenia prowizji dla Jakuba T. – Ta sprawa jest śmieszna w pewnym sensie. Błoto się przykleiło do Bońka, do kilku innych. W ogóle w samym akcie oskarżenia jest, że on jest przeciwko mnie i 13 innym osobom. Ja w ogóle nie wiem, o kogo chodzi – mówił zaskoczony, uzupełniając, że zna jedynie trzy osoby, które zostały wymienione obok niego. – Ja nie wiem, czy oni [pozostałych 10 osób – przyp. red.] żyją, czy nie żyją. Ich w życiu nie widziałem ani nie słyszałem. Z tą sprawą nie mają absolutnie nic do czynienia. Ale to się dobrze sprzedaje.
Były prezes PZPN nie ukrywał, że jest mu przykro m.in. z powodu jego rodziny, która będzie zaniepokojona. Zaznaczył, że przez dwa lata nie był zaproszony w celu złożenia zeznań. – Nagle w trzy miesiące zrobiono wszystko – stwierdził. Mówił, że nie ma żadnego materiału dowodowego, a całą sprawę prowadzi prokurator, który nie zna się na prawie marketingowym. – Nie wie o tym, że coś takiego jak instytucja pośrednika istnieje – powiedział.
Zbigniew Boniek mógł zostać aresztowany? Nawiązał do ostatnich wyborów parlamentarnych Boniek odniósł się także do kwestii, że nie przylatywał do Polski, bo „bał się, że go z lotniska zawiną”. – To było przed 15 października [2023 roku, wybory parlamentarne – przyp. red.]. Kiedyś to było absolutnie możliwe. To była polityczna sprawa od samego początku i przez ten cały okres nie dostałem żadnego zawiadomienia, że mam się stawić do sądu. Chodziło o to, żeby był efekt medialny – wyjaśnił. Powiedział, że nie ma wątpliwości o swojej i pozostałych osób niewinności.
Boniek śmiał się, że gdyby coś faktycznie przeoczono w papierach, to sprawą powinna zająć się delegatura jednej z warszawskich prokuratur, a nie prokuratura krajowa do zwalczania korupcji i przestępczości zorganizowanej. – Dodatkowo oni nie mają żadnego zawiadomienia. Nikt nie czuje się poszkodowany, żeby była jasność – podkreślił. Podsumował, że do tej pory on i jego mecenas nie otrzymali żadnego aktu oskarżenia. – To jest akt medialny. To pokazuje, jaki jest bałagan w prokuraturze – stwierdził.