“– Zawodnik sprawdzony w rozgrywkach europejskich jest droższy od tego, który strzelał tylko w rodzimej lidze. Pululu pokazał się z dobrej strony i jego wartość poszybowała w górę. On może być hitem transferowym, ale myślę, że to ostatni dzwonek, by ktoś wyłożył za niego dobre pieniądze. Poniżej 4-5 mln euro nie opłaca się go sprzedawać – powiedział nam były napastnik Jagiellonii i Legii Marek Citko.”, — informuje: www.polsatsport.pl
– Zawodnik sprawdzony w rozgrywkach europejskich jest droższy od tego, który strzelał tylko w rodzimej lidze. Pululu pokazał się z dobrej strony i jego wartość poszybowała w górę. On może być hitem transferowym, ale myślę, że to ostatni dzwonek, by ktoś wyłożył za niego dobre pieniądze. Poniżej 4-5 mln euro nie opłaca się go sprzedawać – powiedział nam były napastnik Jagiellonii i Legii Marek Citko.
ZOBACZ TAKŻE: Pilny komunikat po meczach Legii i Jagiellonii! UEFA właśnie ogłasza
Marek Citko, były napastnik Jagiellonii i Legii: Jagiellonia i Legia pokazały, że można z powodzeniem walczyć na dwóch, a nawet trzech frontach. To dowód na to, że piłkarze lubią grać co trzy dni. Czasem słyszę, że ktoś jest zmęczony, to wszystko jest kwestią mentalności i dobrego przygotowania. Ja zawsze wolałem grać, nawet co trzy dni, niż trenować. Chyba dla każdego piłkarza mecz jest lepszy od treningu.
Jagiellonia miała zadyszkę w sierpniu i w pierwszej połowie września, gdy przegrała sześć z siedmiu meczów.
Ale jej trener Adrian Siemieniec wyciągnął wnioski i to szybko, bo walka w europejskich pucharach była dla niego nowością, jeśli chodzi o siłę przeciwnika. Pokazał, że można być skutecznym na każdym polu, bo przecież w Ekstraklasie „Jaga” skończyła rok na trzecim miejscu, a w Pucharze Polski dotarła już do ćwierćfinału.
Na czym polegały te wnioski?
Mam wrażenie, że Jagiellonia trochę inaczej gra w lidze, gdzie przyzwyczaiła, że kontroluje mecz, gra wysokim pressingiem, a w Lidze Konferencji wolała spokojnie poczekać na ruch przeciwnika. Na pewno Jagiellonia zasłużyła na słowa pochwały. Na pewno dla trenera, klubu i większości zawodników to była nowość, że musisz rywalizować, będąc pod ciągłą presją, z dobrymi przeciwnikami. W poprzednich sezonach nie miała takiej presji, więc sama mogła się cieszyć ze zwycięstw nad faworytami. W tej nowej rzeczywistości zdała egzamin.
Bez wątpienia, pokonując 3:0 Molde, czy 2:1 na wyjeździe Kopenhagę. Legia też zachwyciła, zwłaszcza we wrześniu, gdy odprawiła 1:0 Betis Sewilla.
Oczywiście, Legii należą się brawa za pierwsze cztery zwycięstwa, w których nie straciła nawet bramki. Powinniśmy sobie jednak radzić z takimi przeciwnikami jak Djurgarden Sztokholm. Umówmy się, nie jest to rywal z najwyższej półki. Najważniejsze, że jest awans do 1/8 finału. Jeżeli chcemy rozwijać naszą piłkę, to trzeba się piąć w Conference League, tym bardziej, że to nie są najwyższe progi w Europie. Dla takich drużyn jak Legia i Jagiellonia obowiązkiem był awans co najmniej do fazy play-off, a Legię mamy już w 1/8 finału.
A propos gry co trzy dni, pokazał pan ją z kolegami w 1996 r. w Widzewie Franciszka Smudy, gdy awansowaliście do Ligi Mistrzów i w cuglach zdobyliście mistrzostwo Polski, notując tylko trzy porażki w lidze.
Dlatego wiem po sobie, że nie ma co szukać wymówek, tylko trzeba się cieszyć z gry co trzy dni. Przypominam tylko, że myśmy w Widzewie nie mieli tak szerokiej kadry, jakimi cieszyły się teraz Legia i Jagiellonia.
Faktycznie, trener Smuda dokonywał jednej, czasem dwóch zmian.
Uważam, że piłkarze lepiej się rozwijają, gdy ich zespół gra zarówno w lidze, jak i w pucharach. Łapią pewność siebie. Wszystko jest kwestią drużyny i „mentalu”.
Legii zabrakło przede wszystkim kontuzjowanego Augustyniaka i zawieszonego za kartki Kapustki, przez co jej środek był dziurawy?
Ich brak był bardzo widoczny. Tym bardziej, że mecz toczył się na wyjeździe.
Ogólnie jednak Legia w fazie ligowej wypadła na bardzo duży plus, a wiadomo, że zastąpienie kilku czołowych zawodników, którzy nie dość, że stanowią o sile zespołu, to jeszcze punktują czy to poprzez asysty, czy bramki, nie jest łatwe.
Przed nami zimowe okno transferowe, spodziewa się wzmocnień w Legii i awansu do kolejnych rund, co najmniej do ćwierćfinały Ligi Konferencji.
Legia zarobiła 6,5 mln euro, Jagiellonia o 400 tys. euro mniej. Czy te środki pozwolą zrobić jakościowy skok w transferach, przynajmniej na warunki Ekstraklasy?
Oczywiście, nie zapominajmy też o wpływach z dnia meczowego. W sumie jest to na pewno spory zastrzyk gotówki. Na dodatek prezentujesz piłkarzy w Europie, dzięki czemu możesz ich sprzedać za wyższe stawki. Jeżeli klub co roku gra w pucharach europejskich i mądrze inwestuje, to może zbudować naprawdę silną drużynę. Pamiętajmy, że przecież w Polsce z praw telewizyjnych pieniądze są coraz większe, tak samo wpływy od kibiców rosną coraz bardziej. Nie tylko z biletów, ale też z marketingu, ze sprzedaży pamiątek klubowych. Jagiellonia pobiła w tym roku wszelkie rekordy pod tym względem.
Liczę teraz na mądre inwestycje zarówno Legii, jak i Jagiellonii. Trzeba mieć świadomość, że jakość kosztuje. Czasem lepiej zapłacić 500-600 tys. czy nawet milion euro za dobrego piłkarza, niż sprowadzać kota w worku. Dobry piłkarz i tak się spłaci, a poza tym, przyczyni się do budowy mocnej drużyny, która co roku będzie walczyła o mistrzostwo i o puchary. Przy dobrych inwestycjach Legia i Jagiellonia mogą zbudować solidne europejskie drużyny.
Jeśli chodzi o okno wystawowe, jakim bez wątpienia jest UEFA Conference League, Jagiellonia na pewno dobrze wypromowała Afimico Pululu, który ma dopiero 25 lat i jest drugi na liście strzelców całej ligi. Czy „Jaga” może zrobić na nim kokosowy interes, byle nie sprzedała go już zimą?
Oczywiście, zawodnik sprawdzony w rozgrywkach europejskich jest droższy od tego, który strzelał tylko w rodzimej lidze. Pululu pokazał się z dobrej strony i jego wartość poszybowała w górę. On może być hitem transferowym, ale myślę, że to ostatni dzwonek, by ktoś wyłożył za niego dobre pieniądze. Pamiętajmy, że był już w Bundeslidze i furory tam nie zrobił, ale też grał w słabym zespole. Na dodatek teraz się z pewnością rozwinął.
Pewne jest jedno – Jagiellonia, mając niemałe wpływy z UEFA i praw telewizyjnych z Ekstraklasy, nie może go sprzedawać za frytki.
Co to znaczy?
Poniżej 4-5 mln euro. Wypuścić go za niższą kwotę się nie opłaca, bo on sam zarobi taki pieniądze w zdobytych trofeach na rodzimym rynku czy w europejskich pucharach.
Przejdź na Polsatsport.pl