“Sen błyskawicznie zmienił się w koszmar. Wojciech Szczęsny w meczu z Benfiką najpierw podejmował niemal wyłącznie złe decyzje. Jak wyszedł poza pole karne, to zderzył się z kolegą i stracił bramkę. Jak próbował zatrzymać rywala, to spowodował rzut karny. Jak rzucił się w prawo, to piłka poleciała w lewo. Aż trudno było w to wszystko uwierzyć. Na koniec jednak Barcelona jakimś cudem wygrała ten mecz 5:4, a Szczęsny przyczynił się do tego jedną znakomitą interwencją.”, — informuje: www.sport.pl
Po kolei. Pierwszy stracony przez Szczęsnego gol? Bez jego winy, ale pechowo, już w pierwszej akcji. Drugi? Powtórka z meczu z Senegalem na mundialu 2018 – fatalna w skutkach wycieczka poza pole karne, kraksa z Alejandro Balde i własnymi ambicjami, po której Vangelis Pavlidis przejął bezpańską piłkę i wturlał ją do pustej bramki. Trzeci gol? Kolejna interwencja Szczęsnego, którą już kiedyś niestety widzieliśmy – na Narodowym, przeciwko Grecji, podczas meczu otwarcia Euro 2012. Wyszedł raptownie z bramki, wpadł w rywala, sędzia odgwizdał rzut karny, ale czerwoną kartkę trzymał w kieszeni, bo od tamtej pory zmieniły się przepisy. Szczęsny musiał więc ratować się sam. Nie dał rady – rywal uderzył w przeciwną stronę. Czwarty gol? Pech – piłkę tuż sprzed rąk wybił mu Ronald Araujo i trafił do własnej bramki. Mogła paść jeszcze piąta bramka dla Benfiki, w doliczonym czasie gry, przy wyniku 4:4, gdy uderzał Di Maria. Wówczas jednak Szczęsny zachował się idealnie i zdołał odbić piłkę nogą. Utrzymał remis, a po chwili Raphinha strzelił zwycięskiego gola.
Półgodzinny koszmar. Wojciech Szczęsny popełniał błąd za błędem Serial z Wojciechem Szczęsnym ma już tyle zwrotów akcji, że widzom może kręcić się w głowie. Nie sposób zgadnąć, w którą stronę zmierza, ani tym bardziej – jak się skończy. Niemal każdy kolejny odcinek burzy tezy ułożone w poprzednim. Najpierw wydawało się, że Polak wskoczy do bramki Barcelony niemal od razu, prosto z emerytury, bo wszyscy zapamiętali Inakiego Penę z poprzedniego sezonu jako nieporadnego i zestresowanego. Później jednak okazało się, że Hiszpan znacząco się poprawił, jest pewniejszy siebie, a w dodatku doskonale odnalazł się w stylu gry Hansiego Flicka, w którym obrońcy ustawiają się bardzo daleko od własnej bramki, więc bramkarz musi wielokrotnie wybiegać poza pole karne, by ich asekurować. Pena robił to średnio ponad sześć razy na mecz, a błąd popełnił tylko jeden – z Borussią Dortmund w Lidze Mistrzów.
Hansi Flick trzymał się więc swojego wyboru przez trzy miesiące i sadzał Szczęsnego na ławce rezerwowych. Wystawił go dopiero po Nowym Roku – najpierw w Pucharze Króla, a później, wobec spóźnienia Peni na przedmeczową zbiórkę, również w dwóch meczach Superpucharu. Szczęsny zagrał nieźle. Przeciwko Realowi Madryt miał dwie dobre interwencje, ale też jedną poważną wpadkę – faul na Kylianie Mbappe, za który dostał czerwoną kartkę. Flick przymknął na nią oko. Na konferencjach prasowych zachwycał się jego osobowością, doświadczeniem i zachowaniami na boisku.
W następnym meczu Pena wrócił do bramki, bo Szczęsny był zawieszony. I znów nie zawiódł, dlatego napływające w ostatnich dniach informacje, że Flick planuje wystawić Polaka w Lidze Mistrzów, były traktowane z dystansem. Okazały się prawdziwe. Co zatem oznaczała ta decyzja? Dotyczyła tylko tego meczu? A może hierarchia zaczęła się zmieniać? Puchary dla Szczęsnego, liga dla Peni? Dlaczego Flick zdecydował się na zmianę bramkarza akurat teraz? Chodziło o znacznie większe doświadczanie Szczęsnego w Europie? A może był to tylko gest mający nagrodzić jego zaangażowanie i postawę na treningach? Te pytania przychodziły do głowy jeszcze przed meczem z Benfiką. Ale w 30. minucie pytanie było już tylko jedno – czy Flick po tylu błędach kompletnie nie zmieni planu i da Szczęsnemu kolejną szansę.
Tę w Lizbonie ostatecznie bowiem zmarnował. Owszem, w akcji z Di Marią uratował Barcelonę, ale wcześniej popełnił błędy w sytuacjach, które przy ekstremalnym stylu gry Barcelony będą się powtarzały. Trener każdego zespołu, przygotowując swój zespół do spotkania z drużyną Flicka, będzie bowiem prosił pomocników o prostopadłe zagrania za linię obrony. To najprostsza droga do bramki. Bramkarz, który pewnie czuje się na przedpolu, jest wręcz niezbędny, by się przed takimi atakami obronić. I w tym konkretnym aspekcie Pena jest od Szczęsnego lepszy. Polak dotychczas w taki sposób nie grał. W Juventusie taktyka była wręcz zupełnie inna – obrońcy grali znacznie bliżej własnej bramki, często czekali na rywali w okolicach pola karnego. A Szczęsny niejednokrotnie mówił, że właśnie taki styl pasuje mu najbardziej. W przyszłości jego nerwowe wyjścia z bramki mogą jeszcze przynieść Barcelonie sporo zmartwień. Kluczowe wydaje się pytanie o cierpliwość Flicka. Co zrobi teraz? Co przyniesie kolejny odcinek serialu?
Co za mecz! Koledzy uratowali Szczęsnego O ile pierwsza połowa sprowadzała się do błędów Szczęsnego i nietrafionej decyzji Flicka o zmianie bramkarza, o tyle druga była całkowicie szalona i nieprzewidywalna. Najpierw komediowa, później dramatyczna. Kuriozalny błąd popełnił Anatolij Trubin, samobója strzelił Araujo, Lewandowski wykorzystał rzut karny i pozwolił Barcelonie złapać kontakt z Benfiką (to był gol na 4:3), a na koniec Eric Garcia i Raphinha golami w 87. i 96. minucie dali jej zwycięstwo. Z tego chaosu wyłoniła się uśmiechnięta twarz Szczęsnego, który po ostatnim gwizdku dopadł do cieszących się na środku boiska kolegów. Miał im za co dziękować. Gdyby nie oni, mówiłoby się tylko o jego błędach.
Benfika – Barcelona 4:5
- 2′ – Pavlidis 1:0
- 13′ – Lewandowski 1:1 (rzut karny)
- 22′ – Pavlidis 2:1
- 30′ – Pavlidis 3:1
- 64′ – Raphinha 3:2
- 68′ – Araujo sam. 4:2
- 78′ – Lewandowski 4:3 (rzut karny)
- 87′ – Garcia 4:4
- 96′ – Raphinha 4:5