1 lutego, 2025
Są na dnie ekstraklasy. Zatrudnili "najlepszego trenera Premier League" thumbnail
Piłka nożna

Są na dnie ekstraklasy. Zatrudnili „najlepszego trenera Premier League”

– Do końca sezonu musimy zdobyć 24 punkty. Nie będzie łatwo, ale zawsze trzeba wierzyć – mówi John Carver, trener targanej problemami Lechii Gdańsk, która w sobotę wznawia ligę od wyjazdowego meczu z Motorem Lublin. Cel na wiosnę jest jeden – za wszelką cenę utrzymać się w Ekstraklasie. Tej misji podjął się 60-letni Anglik. Jaka jest prawda o „najlepszym trenerze Premier League” i jak to się w ogóle stało, że trafił do Gdańska?”, — informuje: www.sport.pl

Lechia Gdask zajmuje obecnie 17. miejsce w ekstraklasie. Klub wciąż nie doczekał się sponsora głównego – choć pojawiają się głosy, że to się wkrótce zmieni. Gdańszczanie mają ogromne problemy organizacyjno-finansowe, o czym – po grudniowej decyzji PZPN o zawieszeniu licencji – wiedział już każdy. Właśnie do takiego klubu 30 listopada trafił John Carver.

Zobacz wideo Adrian Siemieniec będzie następcą Michała Probierza? Szymczak: On jest wyjątkowy

Kim jest nowy trener Lechii Gdańsk? Był w Premier League, jest w polskiej ekstraklasie Tym samym angielski szkoleniowiec podjął się pierwszej samodzielnej pracy od 2017 roku. Od 2020 roku pracuje jako asystent w reprezentacji Szkocji – i z tej pracy nie zrezygnował mimo zatrudnienia w Gdańsku, co oznacza, że w marcu wyjedzie na zgrupowanie kadry. W 2015 roku prowadził Newcastle United – klub, z którym związany był od lat. Prowadzony przez niego zespół do końca sezonu walczył o utrzymanie w lidze. W tym czasie Newcastle przegrało osiem meczów z rzędu. Przy okazji przegranej 0:3 z Leicester oskarżył jednego z obrońców o celowe otrzymanie czerwonej kartki. – Czy zrobiłbym to ponownie? – zastanawia się w rozmowie z nami.

W tamtym czasie angielskie media zrobiły z niego pośmiewisko. Wszystko przez to, że w jednym z wywiadów stwierdził, że „jest najlepszym trenerem w Premier League”. W czwartek po południu poruszyliśmy wszystkie te tematy. Dowiedzieliśmy się dlaczego przyjął ofertę Lechii. I poznaliśmy jego cel na rundę wiosenną ekstraklasy – gdańszczanie rozpoczną ją sobotnim meczem z Motorem Lublin.

Bartosz Naus, Sport.pl: Jaka jest różnica pomiędzy trenerem Johnem Carverem, który 10 lat temu przejmował Newcastle, a tym, który przejął Lechię Gdańsk? John Carver, trener Lechii Gdańsk: Zacznę od podobieństwa – byłem już w podobnej sytuacji. Walczyłem z Newcastle o utrzymanie i udało mi się je wywalczyć w ostatniej kolejce. Od tego czasu pracowałem w West Bromwich Albion, teraz pracuję w reprezentacji Szkocji. Dwa razy brałem udział w mistrzostwach Europy, gdzie rywalizowaliśmy z najlepszymi drużynami świata. Mam ogromne doświadczenie, bo przecież zacząłem trenować w wieku 20 lat, więc dość młodo. Myślę, że teraz jestem lepszym trenerem dzięki temu doświadczeniu. Uważam, że to nam pomoże w Lechii. Jesteśmy w trudnej sytuacji, musimy sobie z tym poradzić. Trzeba zachować spokój – to samo zrobiłem, gdy trenowałem Newcastle. Dobrą rzeczą jest to, że większość kariery spędziłem na pracy z młodymi zawodnikami, bo Lechia ma młody skład. Mam bardzo dużo do zaoferowania.

Sam pan mówi, że pracuje jako asystent z reprezentacją Szkocji, gdzie na co dzień rywalizuje się z uznanymi markami. Po co panu w ogóle ta Lechia? Ponieważ dowiedziałem się więcej o tym klubie, gdy się do mnie odezwali. Zobaczyłem stadion, obiekty, miasto, drużynę i podekscytowało mnie to wyzwanie. W trakcie kariery trener staje przed różnymi wyzwaniami, a to jest zupełnie inne niż te, do których jestem przyzwyczajony. Chciałem je podjąć. Słyszałem wiele dobrego o mieście, zawodnikach, wielu moich przyjaciół było tu w przeszłości. Gdy przyjechałem do Gdańska, to pomyślałem, że będę tu szczęśliwy. Wierzę, że wciąż mam coś do zaoferowania jako pierwszy trener. Pracowałem w Anglii, na Cyprze, ale ciągle mam coś do odhaczenia. To jest wyzwanie, którego chcę się podjąć na tym etapie kariery.

Powiedział pan, że to Lechia się skontaktowała. Konkretnie – pański rodak Kevin Blackwell, z którym dobrze się pan zna? Niekoniecznie. Ja i Kevin mamy dobrą relację, znamy się od lat, wspólnie pracowaliśmy. Gratulowałem mu sukcesu, gdy Lechia awansowała rok temu do ekstraklasy, ale polską ligą zainteresowałem się już wcześniej.

W jednym z wywiadów – jeszcze przed pracą w Lechii – powiedział pan nawet, że chce pracować w Polsce. Tak, tak było! Musisz mi zadać pytanie: dlaczego?

W porządku. Dlaczego? Kiedy jesteś trenerem i chcesz się rozwijać, to nie oglądasz tylko piłki w swoim kraju. Jasne, pracowałem w angielskim i szkockim futbolu, ale ponieważ mam wielu przyjaciół z Hiszpanii i Włoch, to oglądałem również tamte ligi. I w pewnym momencie zacząłem oglądać też polską piłkę. To było jakoś trzy lata temu, więc jeszcze przed spadkiem Lechii z ekstraklasy. Miałem wtedy kontakt z polskim agentem, który szukał dla mnie pracy. Rozmawiałem z dwoma polskimi klubami.

Może pan powiedzieć, o które chodziło? Wolałbym nie. Może kiedyś, jak odejdę z klubu. Gdy już rozmawiałem z Lechią, z Kevinem i podjąłem decyzję, że przyjdę do Gdańska, to rozmawialiśmy o tym jak rozwijać drużynę. Byłem wtedy akurat w Polsce z drużyną narodową.

Przy okazji meczu Polska – Szkocja. Tak, piękne zwycięstwo!

Polacy nie zagrali mimo wszystko zbyt dobrze. Nie, ale to my sprawiliśmy, że tak zagrali! Wracając do dróg mojej kariery – zawsze miałem jedno oko skierowane na Polskę i ogólnie pracę na obczyźnie. Miałem oferty pracy w Indiach, Indonezji. Przyszedłem do Lechii i myślę, że to, co jest ważne w tym projekcie, to fakt, że pozwolono mi na dalszą pracę ze Szkocją. Pracuję tam od ponad czterech lat i to było dla mnie ważne, a klub wykazał się zrozumieniem. Miałem też plany, żeby przyprowadzić tu swój sztab, asystenta, ale poznałem ludzi tutaj i doszedłem do wniosku, że nikogo nie potrzebuję. Oni są świetni, na każdym poziomie. Ciągle chcą się rozwijać, zadają mnóstwo pytań. Wiem, że jak pojadę na zgrupowanie ze szkocką kadrą, to zostawię klub w dobrych rękach.

Dopytam jeszcze o sytuację z pańskim zatrudnieniem, bo dla kogoś z zewnątrz może wyglądać to w ten sposób: przyjaźni się pan z Kevinem Blackwellem, udziela wywiadu, że chciałby pracować w Polsce, a potem Lechia zwalnia Szymona Grabowskiego. I nie ma innych opcji, bo kto by chciał pracować w klubie w tak trudnej sytuacji i jeszcze znajdującym się w strefie spadkowej. Gdy zadzwonił Kevin, to zyskał pan kolejną szansę od losu. Oczywiście! Ale nie zapominajmy o jednym – to mój agent zainicjował kontakt z Kevinem. I możesz spytać o to Kevina, ale jestem pewien, że mnóstwo ludzi chciało pracować na tym poziomie. Ile jest klubów, które mają taką infrastrukturę, markę i reputację? To nie jest drużyna, o której nigdy wcześniej nie słyszałem.

No tak, Lechia w sezonie spadkowym grała w europejskich pucharach. Jest to zespół z pewną renomą. Kiedy zaczął się pan interesować ekstraklasą, to musiał słyszeć o Lechii. Dokładnie. Choć przyznam szczerze, że w tym czasie oglądałem więcej spotkań dużych klubów, tych, które grały w europejskich pucharach – Lecha Poznań w Lidze Konferencji, czy teraz Legię i Jagiellonię, które skończyły w czołówce tych rozgrywek.

I różnica pomiędzy Lechią a tymi zespołami z jednej strony jest duża, ale z drugiej – wynosi zaledwie tych kilkanaście miejsc w tabeli. Spójrz na inne drużyny. Spójrz na ligę. To coś, co zauważyłem w ekstraklasie – w czołówce jest 4-5 zespołów, ale poziom całej reszty jest bardzo wyrównany. To właśnie zobaczyłem, gdy oglądałem mecze.

Nie jest pan pierwszym trenerem z zagranicy, który to zauważa. Śląsk Wrocław! Oni zdobyli rok temu wicemistrzostwo, a teraz są ostatni. Tabela wywróciła się do góry nogami.

A jak się Panu podoba w Gdańsku? Na razie nie miałem okazji zobaczyć zbyt wiele. Najpierw były święta, potem byliśmy w Turcji, więc w Gdańsku łącznie spędziłem ze dwa tygodnie – większość tego czasu w pokoju hotelowym. Mieszkam blisko plaży, to świetne miejsce na spacery. Widziałem też dwa mecze drużyn młodzieżowych.

Szykuje się jakiś awans do pierwszej drużyny? To były mecze sparingowe, trudno je ocenić. Ale chcę oglądać je częściej, zaangażować się i zainteresować młodymi zawodnikami.

Chcę również poruszyć temat pracy w Newcastle. Jest pan kibicem tej drużyny, prawda? Oczywiście, na 100 procent.

Pracując w tym klubie w jakiś sposób spełnił pan swoje marzenia. Tylko że chyba nie wszystko poszło zgodnie z planem… Ja uważam, że 95 procent mojej pracy w Newcastle było sukcesem. I rozwinę, o co mi chodzi. Zacząłem tam pracować w latach 90., w 1999 roku awansowałem na asystenta. W tamtym czasie klub osiągał największe od lat sukcesy – m.in. finał Pucharu Anglii w 1999, gdy przegraliśmy z Manchesterem United.

Ale to było prawie 30 lat temu… Tak, ale daję ci szerszy kontekst. W 2002 roku byłem asystentem sir Bobby’ego Robsona. W tamtym czasie walczyliśmy o wygraną w Premier League, dwa razy z rzędu awansowaliśmy do Ligi Mistrzów.

Można jednak zauważyć, że to były osiągnięcia przede wszystkim pierwszych trenerów. Choć oczywiście pan jako asystent miał swój wkład. Jasne, ale próbuję ci pokazać swoją pozycję w tamtym zespole. Kiedy przejąłem Newcastle, to klub nie odnosił sukcesów. I były różne przyczyny takiej sytuacji.

Przejął pan klub na 10. miejscu w tabeli, skończyliście na 15. pozycji, a w międzyczasie mieliście serię ośmiu porażek z rzędu. Mieliśmy mnóstwo kontuzji – i to kontuzji zawodników z pierwszej jedenastki. Steven Taylor – zerwał ścięgno Achillesa, wypadł z gry do końca sezonu. Pappis Cisse i Cheik Tiote – obaj pojechali na Puchar Narodów Afryki i obaj po powrocie musieli przejść operacje. Jonas Gutierrez miał raka jąder. Ryan Taylor miał kontuzję kolana. Siem de Jong? Zapadnięcie płuca. Jak wielu znasz piłkarzy, którzy mieli zapadnięcie płuca?! To są podstawowi zawodnicy, a ja tracę jednego po drugim i mój skład robi się coraz mniejszy i mniejszy. Nie miałem kogo wystawić. A to są rzeczy, na które nie miałem wpływu. To po prostu się stało.

Zastanawiam się, czy wciąż ma Pan w sobie żywiołowość z tamtego okresu. W ósmym przegranym meczu z rzędu, 0:3 z Leicester, obrońca Mike Williamson dostał czerwoną kartkę. Zarzucił mu pan, że zrobił to specjalnie. Tak było.

Moim zdaniem to bardzo poważny zarzut. Był pan wtedy wściekły. Ale wiesz, co się wtedy stało? Scementowało to grupę. Wszyscy się zjednoczyli.

W kolejnych trzech meczach zdobyliście cztery punkty z 13, które Newcastle wywalczyło za pańskiej kadencji. I wystarczyło do utrzymania. Więc ostatecznie, to co powiedziałem, nie miało złego wpływu na drużynę.

Przeczytałem, że żałował trener potem tych słów. Czy chciałby pan je cofnąć? Trudno powiedzieć, bo to zadziałało. Drużyna zapomniała o tym całym hałasie, który dział się na zewnątrz i zaczęła rozwiązywać problem, który pojawił się w środku. I się utrzymaliśmy. Czy zrobiłbym to ponownie? Pewnie nie, albo zrobiłbym to w inny sposób, ale chciałem znaleźć sposób na scementowanie drużyny.

Czy wciąż jest pan taki bojowy? A jak myślisz? Co o mnie myślisz, jak ze mną rozmawiasz?

Myślę, że tak. I wtedy patrzę na bramki, które Lechia straciła w ostatnim sparingu. Dwa z czterech goli to fatalne błędy defensywy. I zastanawia mnie czy podobny wybuch jest możliwy w Lechii. A jak straciliśmy te bramki?

Raz po złym podaniu piłka trafiła do rywala, który stał w polu karnym Lechii i pozostało mu tylko strzelić. Kolejny gol? Za słabo wycofana piłka do bramkarza, próba wybicia i piłka odbija się od napastnika prosto do bramki. Takie rzeczy często działy się w meczach Lechii jesienią. No i w ostatnim meczu towarzyskim przed spotkaniem z Motorem jest powtórka z rozrywki. Wydaje mi się, że to jest dość negatywnie nacechowane pytanie. I chcę, żebyś wziął to sobie do serca. W całym wrześniu Lechia wygrywa dwa mecze. Potem wygrywamy dopiero po moim przyjściu – 1:0 ze Śląskiem. W Turcji wygrywamy wszystkie mecze, z porządnymi rywalami. Wygrywamy trzy mecze, a ty zadajesz mi pytanie o stracone bramki? Strzeliliśmy więcej! Czy w ekstraklasie są zespoły lepsze niż te, z którymi graliśmy [4:2 z OFK Belgrad – trzecie miejsce w lidze serbskiej, 1:0 z Polissią Żytomierz – piąte miejsce w lidze ukraińskiej, 4:2 z Karviną – 11. miejsce w lidze czeskiej – red.]?

Powiedziałbym, że czołowy ukraiński klub pewnie jest na poziomie najsilniejszych drużyn w Polsce. A czy my jesteśmy na tym poziomie?

Na razie nie, ale trenerzy często mówią, że wyniki sparingów nie mają większego znaczenia. Jasne, ale zadajesz mi pytanie o stracone bramki. I rozumiem to. Tylko że to są bramki po dwóch indywidualnych błędach. Nie mam na to wpływu. Mogę jedynie postarać się, żeby to nie wydarzyło się ponownie. A i tak może się to znów zdarzyć. I potem możemy mieć tę samą dyskusję. Próbuję tylko zrozumieć, skąd się bierze tak negatywnie nacechowane pytanie, ale nie mogę.

Na początku swojej pracy nie chciał pan za bardzo wchodzić w szczegóły sytuacji finansowo-organizacyjnej, w której znajduje się Lechia. Ale w ciągu dwóch miesięcy pańskiej pracy trochę się w Gdańsku wydarzyło – Lechii zawieszono licencję, nałożono na nią zakaz transferowy. Jak trudno przygotowuje się zespół, który nie wie, czy zagra w kolejnym meczu? Nie myślę, żeby to było trudne. Mamy dobrą grupę trenerów oraz piłkarzy. To jest piłka. My po prostu chcemy pracować.

No tak, ale o tym, że zagracie ten mecz, dowiadujecie się dwa dni wcześniej. I co mamy zrobić? Jak nie będzie meczu, to siądziemy tutaj i wypijemy kawę. A jeśli będzie, to będzie. Musimy być na to gotowi. Musimy się przygotowywać tak, jakbyśmy mieli licencję i jakby nie było żadnego rozpraszacza. Tylko że to nie jest rozmowa. Czuję się jak na przesłuchaniu! Rozmawiamy i jestem z tobą kompletnie szczery.

Mówiąc wprost – w Gdańsku jest poważna obawa, że jak Lechia się nie utrzyma, to klub po prostu upadnie. Więc musimy się postarać, żeby to się nie stało. Ale jeśli się stanie, to czy ponoszę za to winę?

Po pół roku pracy w klubie – chyba tak. Okej.

Nie zgadza się Pan? Nie bierzesz pod uwagę kontuzji? Że straciliśmy w tym tygodniu Iwana? [Iwan Żelizko doznał kontuzji stopy – red.]. I tych wszystkich czynników zewnętrznych, które wpływają na drużynę…

Oczywiście, są czynniki, na które trener nie ma wpływu. Ale jakąś część winy – w przypadku ewentualnego spadku – pan poniesie, prawda? A co z moim poprzednikiem? On wygrał dwa mecze z szesnastu.

No i to jest katastrofalny wynik. Też ponosi część odpowiedzialności. Pan przyszedł do klubu w trudnej sytuacji, to zrozumiałe, że coś może nie wypalić. Na pewno nie dlatego, że będziemy się za mało starać. Staram się, żebyśmy wykonali całą potrzebną pracę. Żeby piłkarze, których mamy, pokazali, co mają najlepsze i dążyli jasno do celu, który przed nami.

I wierzy Pan, że tak się stanie? Nie byłbym tutaj, gdybym w to nie wierzył. Trzeba wierzyć, że to się stanie. Wiara nie miałaby sensu, gdybyśmy nie próbowali tego osiągnąć. To praca na obozie, praca w treningu, analiza wideo oraz przygotowanie do meczu, dają nam na to największą szansę.

Zacząłem się zastanawiać w trakcie naszej rozmowy – czy ma pan problem z mediami? Zwłaszcza po tym, jak traktowały Pana podczas pracy w Premier League. Zdecydowanie nie.

Pytam z powodu sprawy z cytatem z wywiadu, którego pan wówczas udzielił: Padło w nim zdanie: „Jestem najlepszym trenerem w Premier League”. On później robił furorę, choć był wyrwany z kontekstu. I tego wywiadu udzieliłem koledze, z którym chodziłem do szkoły! On napisał artykuł, ale nie napisał nagłówka.

Po tamtych słowach o „najlepszym trenerze w Premier League” znalazł się pan pod ostrzałem mediów. Przeczytałem kilka losowych artykułów i niektórym hamulce puściły. W tekście Fox Sports padło nawet, że stracił pan rozum. Coś takiego może wpłynąć na psychikę? Nie, zdecydowanie nie. Ja nic nie czytam. Nie siedzę w mediach społecznościowych – poza LinkedIn, dla spraw zawodowych. Nie mam X, Instagrama – ktoś tam się pode mnie podszywa, ale to nie ja. To jedna z rzeczy, których się nauczyłem w Newcastle. Presja, którą odczuwasz w mieście – nawet wtedy, gdy chcesz tylko zatankować – jest olbrzymia. Jeśli słuchasz tego wszystkiego, to możesz zwariować. Pierwszy raz słyszę o tym tekście z Fox Sports. I wiesz co? 15-20 lat temu może bym to odczuł. Teraz? Nie ma szans.

Pracując w Newcastle pracował pan z psychologiem Tak. To był mój przyjaciel, nazywał się Steve Black. Poszedłem do niego przed tamtym wywiadem. I zaraził mnie tak wielką pozytywną energią, bo po prostu taki był. Dał mi pewność siebie i wiarę w to, że mogę osiągnąć sukces. Taką był osobą, dzięki niemu uwierzyłem, że możemy się utrzymać.

No to na koniec wróćmy do tej walki o utrzymanie i sytuacji w Lechii. Odzyskaliście licencję, ale wciąż macie zakaz transferowy. Z tego powodu nie możecie zarejestrować Michała Głogowskiego, który grał w każdym sparingu. Jak się spisał? Bardzo dobrze. Jest młodym zawodnikiem, który ma w sobie coś innego. Jest dobry fizycznie. Wciąż musi zyskać trochę siły, ale już imponuje pod tym względem. Dawał z siebie wszystko, zawsze z uśmiechem, co dobrze o nim świadczy. Wciąż chce ciężko pracować i stawać się lepszy. Byłem pod wrażeniem.

A czy ma pan wiedzę, kiedy ewentualnie może zostać zarejestrowany? Jakikolwiek termin? Niestety nie. Musimy czekać.

Uwaga: Już po naszej rozmowie z trenerem, dziennikarz Piotr Potępa z igol.pl przekazał, że klub jednak ma prawo zarejestrować Michała Głogowskiego. Jak poinformował nas rzecznik prasowy Lechii Piotr Rundsztuk ta informacja dotarła do Lechii dzień przed wyjazdem do Lublina. Już w trasie klub dopiął wszystkie formalności.

Co pan sądzi o waszym najbliższym rywalu? Jakie są mocne strony Motoru Lublin? To będzie trudny mecz. Wiedzieliśmy o tym jeszcze zanim straciliśmy Kapicia i Iwana. Nie będzie łatwo. Musimy sobie poradzić z tymi zawodnikami, których mamy do dyspozycji. Rywale najlepiej radzą sobie z wysokim pressingiem. Świetnie się organizują i poruszają pomiędzy pozycjami. Są bardzo dobrze trenowani i widać, że nie mają problemów z organizacją gry.

Lublinianie męczą rywali. Są w stanie zabiegać każdego. I mają po dwóch dobrych zawodników na każdą pozycję.

Jednak do ekstraklasy awansowali razem z Lechią. I w I lidze byli gorsi. Jasne, ale trzeba się rozwijać, trzeba się ruszać. Na ten moment są lepsi od nas.

Chciałby pan coś przekazać kibicom Lechii na koniec? Nie miałem zbyt wiele czasu, żeby przeanalizować sytuację przed pierwszym meczem. Wszystko zależało od zawodników. Teraz drużyna już mnie trochę poznała, wiedzą, jak chcę grać. Całkowicie rozumiem, że obecna sytuacja dla nikogo nie jest łatwa. Łatwo mi mówić o cierpliwości, gdy kibice przeżywają to, co się dzieje od dłuższego czasu. Ja mogę powiedzieć o tym, co nas czeka i mogę zagwarantować, że zrobimy wszystko, żeby się utrzymać w ekstraklasie. Gwarantuję, że poświęcę każdą minutę i każdą sekundę, żeby to osiągnąć.

Ma pan jakiś konkretny cel punktowy? Patrząc na poprzednie lata, do utrzymania wystarczało około 38 punktów. Jasne, zdarzają się wyjątki, czasem trzeba jeden więcej, czasem wystarczy jeden mniej. W głowie ustaliłem sobie za cel 38 punktów, ale zobaczymy, jak potoczy się liga. Kolejne pięć spotkań może wpłynąć na to, jak będzie wyglądać reszta sezonu. Nie możemy patrzeć krótkoterminowo, musimy zdawać sobie sprawę, co możemy osiągnąć. Teraz mamy 14 punktów, więc do końca sezonu musimy zdobyć kolejne 24. To osiem zwycięstw w 16 meczach, a więc połowa. To dużo punktów i nie będzie łatwo wyjść z obecnej sytuacji. Tylko że trzeba wierzyć, że możesz to zrobić. Zawsze trzeba wierzyć.

Powiązane wiadomości

CHCIAŁ GRAĆ PRZECIWKO RONALDO, ALE… XD

cccv

PROROCTWO LEWEGO🪄🔮 #laczynaspilka #lewandowski #probierz #szczesny #football #sports

cccv

Zdjęcie. Igły poruszającego się wirusa wstrząsające pięknem. Sokore

sport ua

Zostaw komentarz

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Zaakceptować Czytaj więcej