“Prokuratura Regionalna w Łodzi umorzyła śledztwo ws. rzekomych eksperymentów na płodach, do których miało dochodzić w szpitalu w Olsztynie – dowiedział się portal Gazeta.pl. Głośna sprawa doprowadziła w 2021 r. do odejścia z klubu PiS posła Porozumienia, neurochiruga prof. Wojciecha Maksymowicza. Śledztwo trwało 3,5 roku. Postanowienie nie jest jeszcze prawomocne.”, — informuje: wiadomosci.gazeta.pl
Jak się okazało, zawiadomienie do prokuratury ws. polityka oraz innego z lekarzy złożył antyaborcyjny działacz Mariusz Dzierżawski z fundacji Pro – Prawo do Życia. W zawiadomieniu stwierdzono wręcz m.in., że prof. Maksymowicz miał dopuszczać się wycinania „przedwcześnie urodzonym konającym dzieciom” tkanek mózgowych.
Polityk w ramach protestu opuścił najpierw klub PiS, a potem i samo Porozumienie. Przekaz płynący z resortu zdrowia nazwał „szkalującym”. – Oświadczam, że nigdy ja, ani mój zespół nie prowadził eksperymentów na płodach, ani nie prowadził badań na żywych płodach ludzkich, ani na zwłokach płodów pochodzących z aborcji – zaznaczał podczas konferencji w Sejmie. Polityk dołączył do koła Polski 2050, z którym ostatecznie rozstał się w 2022 r. Nie kandydował w ubiegłorocznych wyborach.
„Eksperymenty na płodach”. Prof. Maksymowicz: To bezpardonowy atak Prof. Wojciech Maksymowicz wyjaśniał w udzielanych wywiadach, że na uniwersytecie toczyły się prace przygotowawcze we współpracy z jednym z włoskich ośrodków. W wywiadzie dla TVN24 udzielonym w kwietniu 2021 r. wskazywał, że planowano „wykorzystywać do pomocy innym” komórki pochodzące z martwych płodów, ale po naturalnym poronieniu.
– Chodziło o ewentualne rozważenie możliwości leczenia chorych z ciężkimi uszkodzeniami mózgu. Nie doszło do tego – wyjaśnił. Projekt upadł ze względów finansowych. W kilku przypadkach w Wojewódzkim Szpitalu Specjalistycznym pobrano jednak wcześniej materiał z poronionych płodów. Lekarz konsekwentnie powtarzał przy tym, że sam jest przeciwnikiem aborcji.
Po kilku miesiącach, w listopadzie 2021 r., prof. Wojciech Maksymowicz przekazał na konferencji prasowej, że kontrola Ministerstwa Zdrowia w Wojewódzkich Szpitalu Specjalistycznym w Olsztynie nie wykazała nieprawidłowości, poza drobnymi uchybieniami. W opinii podkreślono, że placówka „przestrzegała wewnętrznych unormowań, zasad postępowania z ciałami dzieci martwo urodzonymi, bez względu na czas ciąży”.
– Został na mnie przypuszczony bezpardonowy atak, sugerujący mi nieetyczne zachowania w mojej pracy zawodowej, naukowej. To był kwiecień, kiedy powiedziałem „dosyć”, nie można tak człowieka, który ma swój światopogląd, wyznaje wartości chrześcijańskie, akurat uderzyć tak nisko, żeby powiedzieć, że był zdolny robić eksperymenty na żywych płodach lub pozwalać na zabijanie płodów – mówił.
Prokuratura: Nie doszło do przekroczenia uprawnień Niezależnie od tego, sprawę badała też Prokuratura Regionalna w Łodzi. „Śledztwo w tej sprawie dotyczyło przekroczenia uprawnień w związku z pobieraniem w latach 2015-2020 na terenie Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego w Olsztynie tkanek z samoistnie poronionych płodów, w celu wykorzystywania ich do hodowli komórek macierzystych stosowanych w terapiach przeprowadzanych w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym w Olsztynie” – przekazała portalowi Gazeta.pl prok. Magdalena Guga z łódzkiej Prokuratury Regionalnej.
Jak udało nam się dowiedzieć, w ostatnich dniach, po ponad trzech latach, zapadła decyzja o umorzeniu. Postanowienie nie jest jeszcze prawomocne.
„W ramach śledztwa zgromadzono szeroki materiał dowodowy, zarówno o charakterze dokumentacyjnym, jak i osobowym, w tym zasięgnięto opinii biegłych w zakresie konkretnych przypadków osób, które brały udział w projektach badawczych prowadzonych we wskazanych jednostkach medycznych. O szczegółach tych projektów oraz szczegółach związanych z dokonanymi w tym zakresie ustaleniami, z uwagi na ich charakter, nie mogę informować” – przekazała nam rzeczniczka Prokuratury Regionalnej.
Prok. Magdalena Guga zaznaczyła jednak, że „na żadnym z etapów ustalonej działalności medycznej nie doszło do wyczerpania znamion opisanego wyżej przestępstwa, a to głównie z tego powodu, iż nie doszło do działania na szkodę interesu prywatnego rozumianego w niniejszej sytuacji jako prawa pacjentów, którzy wzięli udział w projekcie badawczym”.
Dlaczego śledztwo trwało aż do teraz? Jak wyjaśniła prok. Magdalena Guga „czas trwania postępowania zdeterminowany był ilością i stopniem skomplikowania gromadzonego materiału dowodowego, jak również oczekiwaniem na opinie biegłych”.