“Ksiądz Roman Siatka pozwał diecezję i podlegającego jej ks. Dariusza K., który miał wykorzystywać go seksualnie. Watykańska Kongregacja ds. Duchowieństwa oceniła, że „można osiągnąć moralną pewność, że popełnił on zarzucane mu wykroczenia”. Nie oznacza to jednak, że poniesie ewentualne konsekwencje.”, — informuje: wiadomosci.gazeta.pl
Wykorzystywanie w seminarium: Sprawa sięga końcówki lat 90., kiedy Roman Siatka dołączył do seminarium w Kazimierzu Biskupim, gdzie wybrał na kierownika duchowego – Dariusza K. W 1999 r. mężczyzna był na drugim roku i przychodził do biblioteki, aby opowiedzieć mentorowi o problemach rodzinnych. Wtedy duchowny miał kazać mu klęknąć przed sobą, „aby mógł się nad nim pomodlić”. Następnie miał przytulać głowę Romana, tak aby dotykała jego krocza. Dwa tygodnie później Dariusz K. miał dotykać jego miejsc intymnych w pokoju kleryków. Według relacji poszkodowanego nie był to jedyny raz.
Watykan przyznał rację, „ale”: Watykańska Kongregacja ds. Duchowieństwa stwierdziła, że „w oparciu o dostępną dokumentację można osiągnąć moralną pewność, że ksiądz Dariusz popełnił zarzucane mu wykroczenia o charakterze homoseksualnym, które domagałyby się sprawiedliwej kary, nawet jeśli ów ksiądz neguje takie oskarżenia. Jednak domniemane przestępstwa popełnione 20 lat temu, są już przedawnione (…) i nie podlegają jakimkolwiek karom”. Jak podkreśliła „Gazeta Wyborcza” sprawa nie przedawniłaby się, gdyby prowincjał Adam Sobczyk, dowiedziawszy się o sytuacji od Romana Siatki w 2015 roku, zgłosił ją diecezji i prokuraturze lub wsparł w tym księdza.