“Dron zawieszony na sznurku ze wkopanej w ziemię kłody i popychający go instruktor. Żołnierz unika huśtającej się symulowanej śmierci. Wygląda groteskowo, ale to odpowiedź na jedno z podstawowych zagrożeń na polu walki.”, — informuje: wiadomosci.gazeta.pl
To, co Rosjanie widoczni na nagraniu robią nie jest jednak takie głupie, choć mocno improwizowane. Drony FPV są już od właściwie roku ogromnym zagrożeniem dla każdego, kto próbuje wystawić głowę z ziemianki w odległości kilku kilometrów od linii frontu. Obie strony robią dużo, aby sobie z tym zagrożeniem radzić.
Co zrobić, jak śmierć bzyczy nad głową To, co można zobaczyć na powyższym nagraniu to nie tylko prowizorka, upadanie na ziemię i kiepsko założony hełm, ale też to, iż po padnięciu na ziemię żołnierze próbują przyjąć pozycję strzelecką i celować w drona. Wywołało to dużo docinek w sieci, że to coś absurdalnie nieskutecznego i po co w ogóle takie rzeczy robić. Z jednej strony owszem, praktyka uczy, iż próby unikania dronów FPV na otwartym terenie zazwyczaj nie kończą się sukcesem. Potwierdza to mnóstwo nagrań, na których Rosjanie próbują to robić. Wyjątkiem są takie, na których udaje im się ujść śmierci na minimalnym dystansie przy pomocy szybkich uników, strzelania czy rzucania czymś.
Jednak jeśli już dochodzi do takiego tańca ze śmiercią na otwartej przestrzeni, to oznacza, że sytuacje jest podbramkowa i wszystkie inne metody obrony zawiodły. Żołnierzowi zostaje albo zaakceptować śmierć i stanąć nieruchomo, co czasem się zdarza, albo podjąć desperackie próby jej uniknięcia. Nadzieja jest taka, że operator drona siedzący kilka-kilkanaście kilometrów dalej popełni błąd i wleci w ziemię albo o coś zawadzi. Ewentualnie, że wyczerpie baterię na intensywne manewrowanie. Oglądając nagrania takich desperackich zmagań często trudno jednak rozróżnić, czy operator drona okrutnie bawi się ze swoją ofiarą, zanim wleci w nią, albo w ziemię obok, czy też naprawdę nie może doprowadzić ataku do skutecznego finału.
Rosjanie unikający huśtających się na sznurkach dronów trenują więc coś skrajnego i ostatecznego. Owszem najpewniej mało skutecznego, ale w takich sytuacjach lepsze coś niż nic. Trudno to więc traktować jako głupotę. W dobrze zorganizowanym wojsku teoretycznie nie musieliby tego robić, bo drony byłyby zwalczane przez wyspecjalizowane do tego systemy. I to jest stan optymalny. Rosjanom jednak do niego daleko. Ukraińcom też. Jednak obie strony do niego dążą i pomimo popularnych obiegowych opinii o dominacji dronów na polu walki, zwłaszcza tych FPV, to faktycznie ich skuteczność jest ograniczona.
Nie tak skuteczne, jak je malują Ostatnio pojawiło się kilka ciekawych głosów w tym temacie. Jeden to słowa Roberta „Madziara” Browdiego, słynnego dowódcę równie słynnego oddziału dronowego „Ptaki Madziara”, który w ciągu roku gwałtownie urósł z samodzielnej kompanii, do aktualnie samodzielnej brygady. Oznacza to kilkukrotną rozbudowę. W związku z ową rozbudową, co oznacza zapotrzebowanie na ludzi oraz pieniądze, Madziar udzielił wywiadu agencji Ukrinform. Powiedział w nim między innymi to, że statystycznie drony FPV mają 20-40 procent skuteczności (w zależności od tego jak sprawny jest wykorzystujący je oddział), przez co rozumie dotarcie do celu, trafienie go i detonację głowicy, oraz zarejestrowanie tego przez innego drona, co umożliwia weryfikację efektów. Przy czym nie każde skuteczne trafienie oznacza zniszczenie celu. Na najtwardsze, takie jak czołgi, według relacji innych ukraińskich pilotów dronów, potrzeba kilku, a nawet ponad 10 trafień.
– Ludzi jest znacznie trudniej trafić dronem FPV niż sprzęt, bo po prostu się ruszają. Wróg słyszy naszego drona z odległości 200-300 metrów i zaczyna uciekać, chce żyć. Jest pewna specjalna kategoria idiotów, którym powiedziano, że mają usiąść i czekać. Jednak większość z nich ma instynkt przetrwania i rozbiegają się, ukrywają – mówił w wywiadzie „Madziar”.
Rosyjski żołnierz uciekający przed dronem FPV, który miał wyjątkowe szczęście. Bezzałogowiec nie wybuchł
O tym jak ograniczona jest skuteczność tego rodzaju dronów, pisał też niedawno ukraiński operator bezzałogowców kryjący się za nickiem „Kriegsforscher” na X. Choć pozostaje anonimowy, to jego wpisy na przestrzeni ostatnich dwóch lat zdecydowanie potwierdzają, iż jest rzeczywiście żołnierzem walczącym w szeregach jednego z pododdziałów dronowych w ramach jednej z ukraińskich brygad piechoty morskiej. Aktualnie walczy w obwodzie kurskim i regularnie relacjonuje wydarzenia na swoim odcinku. 12 grudnia opisując zatrzymanie ataku Rosjan stwierdził: „To naprawdę zabawne, jak wszystkim się wydaje, że drony FPV rządzą”. W jego ocenie odpowiadają one tylko za 10-15 procent zniszczonych atakujących pojazdów Rosjan. Znacznie skuteczniejsze od nich mają być miny i klasyczne przeciwpancerne pociski kierowane.
Napisał też o tym skrótowo inny użytkownik X, Andrew Perpetua, który wraz z pomocnikami dzień w dzień analizuje setki nagrań z dronów, aby tworzyć statystyki strat Rosjan i Ukraińców. Ma więc bardzo szeroki ogląd praktyki stosowania bezzałogowców na wojnie. – Tak swoją drogą, zdecydowana większość strat spowodowanych przez drony, to nie dzieło tych FPV, ale tych zrzucających bomby – napisał w czwartek.
Skuteczne narzędzia poza zasięgiem piechura Ograniczona skuteczność bezzałogowców sterowanych z perspektywy pierwszej osoby wynika z wielu czynników. Ich podstawowym wrogiem są systemy walki radioelektronicznej (WRE), zakłócające działanie ich elektroniki pokładowej oraz łączność z operatorem. Obie strony szybko rozwijają odpowiedni sprzęt, który jest montowany głównie na pojazdach, choć istnieją też wersje plecakowe. W swoim wywiadzie „Madziar” porusza tę kwestię pośrednio mówiąc, że drony FPV są często skutecznie unieszkodliwiane przez systemy walki elektronicznej. Dodatkowo istnieje oddzielna kategoria znacznie prostszych urządzeń wykrywających obecność takich bezzałogowców w pobliżu, po prostu monitorując eter w poszukiwaniu sygnałów wysyłanych przez systemy łączności. Te bardziej zaawansowane potrafią nawet przechwytywać obraz z kamery wysyłany przez drona. Ułatwia to ukrycie się i uniknięcie ataku. Ogólnie jest to nieustanna i bardzo intensywna rywalizacja miecza i tarczy, czyli środków ofensywnych i defensywnych. Drony dostają nowe systemy łączności, zmieniają częstotliwości itp., a systemy walki elektronicznej muszą za tym nadążać.
Jednocześnie na ukraińskim froncie nie ma skutecznych systemów służących do zestrzeliwania tego rodzaju małych dronów. Próbowano ze strzelbami gładkolufowymi i technikami znanymi z polowania na ptaki czy strzelania do rzutków. Czasem się udawało, ale w praktyce trafianie szybkich i bardzo zwrotnych bezzałogowców jest trudne. Potrzeba do tego dużych umiejętności i stalowych nerwów, a wystarczy tylko raz nie trafić, żeby stracić wyjątkowego strzelca. W efekcie strzelby gładkolufowe nie stały się powszechnym narzędziem samoobrony. Piechota nie ma więc wielu narzędzi do obrony przed dronami FPV, poza rzadko spotykanymi plecakowymi i ręcznymi systemami WRE. Najskuteczniejszym i podstawowym jest po prostu ukrycie się. Kiedy to zawiedzie pozostaje czekać na śmierć, albo robić to co żołnierze widoczni na nagraniu, od którego zaczął się ten tekst.