12 grudnia, 2024
Rosjanie w szoku i z kluczowymi bazami na łasce wrogów. Zamiast sukcesu jest problem thumbnail
POLSKA I UKRAINA DZIŚ

Rosjanie w szoku i z kluczowymi bazami na łasce wrogów. Zamiast sukcesu jest problem

W swoich dwóch kluczowych bazach na wybrzeżu Syrii Rosjanie zabarykadowali się i czekają na rozwój sytuacji. W wielu mniejszych placówkach na północy i wschodzie kraju mają problem, bo znaleźli się nagle głęboko na terenie wroga, a ich dotychczasowi sojusznicy zrzucili mundury i uciekli.”, — informuje: wiadomosci.gazeta.pl

W swoich dwch kluczowych bazach na wybrzeu Syrii Rosjanie zabarykadowali si i czekaj na rozwj sytuacji. W wielu mniejszych placwkach na pnocy i wschodzie kraju maj problem, bo znaleli si nagle gboko na terenie wroga, a ich dotychczasowi sojusznicy zrzucili mundury i uciekli.

W sieci można zobaczyć nagrania, na których Rosjanin chodzi po bazie gdzieś w Syrii i nagrywa mnóstwo zrzuconych mundurów syryjskich żołnierzy. Do tego porzuconą broń ręczną. Wyraźnie w stanie niedowierzania mówi, że po prostu wszystko porzucili i uciekli ku granicy z Irakiem. Natrafia nawet na zerwane pagony majora, czyli średniej rangi oficera.

„Porzuceni na pastwę losu” W takiej sytuacji ma się znajdować wielu rosyjskich żołnierzy. Rosjanie utrzymywali w prawie całej Syrii wiele małych posterunków, obsadzonych przez siły specjalne, żandarmerię i najemników, których zadaniem było pilnowanie strategicznych obiektów i nadzorowanie warunków zawieszenia broni z różnymi frakcjami, zwłaszcza wspieranych przez USA i zdominowanych przez Kurdów Syryjskich Sił Demokratycznych (SDF). Do tego kontrolowaną przez Turcję Syryjską Armię Narodową. No i okazyjne polowanie na resztki Państwa Islamskiego. Coś, co było w miarę spokojną i stabilną służbą, z dnia na dzień zmieniło się w ryzykowną i niepewną. Po rozpadzie reżimu Basara al-Assada i jego armii rosyjskie posterunki zostały odizolowane w morzu wrogiej im ludności. Są niewielkie i bez ciężkiego uzbrojenia, przystosowane raczej do działań policyjnych, a nie bojowych.

Jeszcze przed upadkiem reżimu Rosjanie w przyśpieszonym tempie wycofywali się z rejonów, gdzie spodziewano się rychłego nadejścia sił wrogich im bojówek z Idlib. Najpierw w pobliżu Aleppo, potem Hamy i Hims. Kierunek odwrotu był zawsze ten sam, czyli nadmorska Latakia i znajdujące się tam dwie główne bazy, morska w Tartus oraz sił powietrznych w Hmeimim. Wiele posterunków na północy i wschodzie Syrii nie miało takiej możliwości. Wszystko działo się za szybko i drogi ucieczki zostały odcięte. Na rosyjskich grupach na Telegramie komentujących wydarzenia w Syrii, gdzie wyrosło ich wiele na gruncie społeczności licznych weteranw, którzy odbyli służbę w tym kraju, można przeczytać twierdzenia o „otoczeniu”, „braku nadziei na odsiecz” i „porzuceniu na pastwę losu”.

Bardziej realne jest jednak to, że Rosjanie ustalają z nowymi panami sytuacji w Syrii warunki wycofania swoich żołnierzy. Moskwa miała poprosić o pomoc między innymi Turcję i musiało dojść do jakiegoś porozumienia. W poniedziałek pojawiły się nagrania rosyjskiego konwoju jadącego przez przygraniczną miejscowość Ajn al-Arab w kierunku tureckiego terytorium. Można się spodziewać, że żadnym grupom rebelianckim nie będzie teraz zależało na wszczynaniu zorganizowanych walk z Rosjanami. Choć w pewnych regionach kraju wrogość wobec nich jest wysoka z powodu lat wspierania reżimu i przeprowadzania nalotów. Głównie tam, gdzie była najsilniejsza sunnicka rebelia, czyli w pasie kraju od Aleppo na północy po Darę na południu. Kolumny rosyjskiego wojska pod rosyjskimi flagami mogłyby tam mieć problemy, najpewniej dlatego uchodzą ku granicy z Turcją, aby nie musieć podróżować do baz na wybrzeżu przez ów pas od Aleppo po Darę.

Nie będzie na razie bitwy o rosyjskie bazy Można się więc spodziewać, że małe posterunki Rosjan szybko się ewakuują przez Turcję. Znacznie poważniejszym i skomplikowanym tematem jest przyszłość dużych baz w Tartus i Hmeimim. Jeszcze przed weekendem Rosjanie mogli mieć nadzieję, że lojaliści zabarykadują się w nadmorskiej Latakii, zamieszkanej głównie przez mniejszość alawitów, z której wywodzą się Assadowie i większość kluczowych graczy w ich reżimie. Nic takiego się jednak nie stało. Alawici też przystąpili do burzenia pomników Assadów, zrywania ich portretów i ostrożnego witania zwycięskich bojówek sunnickich. Na wybrzeżu reżim też się rozpłynął, pozbawiając Rosjan resztek oparcia.

Obie rosyjskie bazy nie są jakimiś fortecami, w których można by stawiać długi zbrojny opór. Jeszcze dwa tygodnie temu były na terenie uznawanym za niemal całkowicie bezpieczny. Jedyne zagrożenie mogły stanowić ataki prymitywnymi dronami z Idlib, z którymi obrona przeciwlotnicza baz dobrze sobie radziła, oraz ewentualnie zamachy terrorystyczne. Baza morska w Tartus to po prostu część portu cywilnego, niemająca żadnych szczególnych zabezpieczeń poza płotem i umocnionymi posterunkami. Hmeimim podobnie. Po jednej stronie pasów jest cywilny port lotniczy Latakia, po drugiej rosyjska baza ogrodzona płotem i osłaniania przez kilka posterunków z wałami ziemnymi i małymi bunkrami. Budynki, jakie Rosjanie tam postawili, to niemal wyłącznie lekkie hangary, hale i cywilne budynki. Oba obiekty są więc bardzo wrażliwe na atak i nieprzystosowane do działania w okrążeniu przez wrogie siły. Rosjanie są więc na łasce tych, którzy przejmą teraz władzę nad krajem.

Z drugiej strony rebelianci na razie nie wydają się zainteresowani żadnym zbrojnym starciem i szturmowaniem rosyjskich baz. Aktualnie ważniejsze będzie pewnie ustanowienie władzy i przejęcie kontroli nad krajem. Według agencji Reutera, w weekend Rosjanie i przedstawiciele opozycji osiągnęli jakieś tymczasowe porozumienie w sprawie baz i miały one otrzymać gwarancję bezpieczeństwa. Rosyjska agencja TASS pisze w poniedziałek, że bazy działają normalnie i przedstawiciele opozycji zadeklarowali, że nie mają zamiaru ich atakować. Nie widać nic, co by świadczyło o jakimś zmasowanym wycofywaniu się Rosjan w trybie alarmowym. Nie należy się więc spodziewać wyrzucania ich z Syrii siłą. Bardziej prawdopodobne jest to, że nowe władze ich poproszą o wyjazd, a ci nie będą mieli specjalnie możliwości, aby odmówić.

Nie można też wykluczyć, że dojdzie do jakiegoś targu Rosjan z nowymi syryjskimi władzami i bazy zostaną. Choć byłoby to raczej karkołomne, biorąc pod uwagę to, jaki stosunek do nich mają aktualnie dominujące w kraju bojówki z Idlib pod sztandarem HTS (Hajat Tahrir asz-Szam) i przywództwem Abu Muhammada al-Dżaulaniego, oraz stanowiący dla nich bazę społeczną sunnici. Dla nich Rosjanie, Rosja i rosyjskie samoloty to symbole zła, lat terrorystycznych bombardowań i wydatnego wsparcia brutalnego reżimu. Polityka to jednak polityka i układanie się z wczorajszymi wrogami nie jest niczym niespotykanym. O ile jest to coś warte.

Kosztowna utrata wizerunku Dla Rosjan bazy na pewno są wiele warte. Obie są ich jedynymi przyczółkami na Bliskim Wschodzie i ważnym przystankiem na drodze do Afryki. Poza Tartus Rosjanie nie mają żadnej bazy morskiej na Morzu Śródziemnym, ani tak naprawdę gdziekolwiek indziej poza swoimi granicami. Turcja z powodu wojny w Ukrainie zamknęła dla Rosjan cieśniny czarnomorskie, więc bez syryjskiej bazy rosyjska flota będzie miała bardzo duży problem z utrzymaniem swojej obecności na Morzu Śródziemnym. Musiałaby bowiem na nim operować w oparciu o bazy na Bałtyku i Dalekiej Północy. Utrzymanie stałej obecności byłoby właściwie niewykonalne. Nie to, żeby rosyjska eskadra śródziemnomorska stanowiła jakąś wielką siłę zagrażającą południowej flance NATO, ale jej obecność to symbol rosyjskiej mocarstwowości i narzędzie wpływu.

Baza w Hmeimim to nie tylko jedyny przyczółek dla rosyjskiego lotnictwa na Bliskim Wschodzie, ale też ważny punkt tranzytowy na trasie do Afryki. Samoloty transportowe latające z Rosji do centralnej Afryki często się tam zatrzymują na międzylądowanie. Mogą wtedy przewozić, co chcą, bo nie muszą nikogo prosić o zgodę na przyjęcie na cywilnym lotnisku w państwie trzecim. Wielu rosyjskich blogerów na Teleramie uderza w związku z tym w tony tragiczne, pisząc o końcu obecności Rosji w Afryce. Ewentualna utrata Hmeimim na pewno znacznie utrudni Rosjanom działalność na tym kierunku. Nie wspominając o tym samym, co w przypadku Tartus, czyli utracie atrybutu mocarstwowości w postaci zagranicznej bazy i placówki, ułatwiającej działania lotnicze nad całym regionem.

Kwestia wizerunku jest w tym wszystkim bardzo ważna. Cała rosyjska interwencja w Syrii była w znacznej mierze pomyślana jako demonstracja mocarstwowości. Rosja też może i potrafi prowadzić wojny ekspedycyjne, a na dodatek lepiej niż Zachód, bo jej człowiek „wygrał”. Assada już nie ma, bazy mogą niebawem zniknąć, więc cała interwencja w Syrii obróci się w pył i gorzkie wspomnienie. Kiepska sprawa, kiedy Wadimir Putin ze wszelkich sił stara się przekonywać świat, że powinien go traktować jako przywódcę globalnego mocarstwa, z którym trzeba się liczyć.

Powiązane wiadomości

Bombowce USA zaatakowały cele ISIS w Syrii. Biden: „Nie pozwolimy na wykorzystanie obecnej sytuacji”

gazeta pl

Po rozmowie z Putinem Orbán stwierdził, że to „najniebezpieczniejsze tygodnie” wojny na Ukrainie

radiosvoboda

Sztab Generalny odnotowywał dziennie 175 starć bojowych na froncie

radiosvoboda

Zostaw komentarz

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Zaakceptować Czytaj więcej