28 października, 2024
Żołnierze za własne pieniądze kupują sobie drony. Polskich dowódców mało one interesują thumbnail
POLSKA I UKRAINA DZIŚ

Żołnierze za własne pieniądze kupują sobie drony. Polskich dowódców mało one interesują

Rewolucja w użyciu dronów na wojnie trwa. Wiele państw NATO stara się wyciągnąć wnioski z tego, co się dzieje w Ukrainie, i eksperymentuje. Polskie wojsko wręcz przeciwnie. Są normy, regulaminy, tak nie można, to trzeba przemyśleć, bo zawsze było inaczej. Po trzech latach najwięcej robią sami żołnierze, oddolnie i przy pomocy cywilów.”, — informuje: wiadomosci.gazeta.pl

Rewolucja w uyciu dronw na wojnie trwa. Wiele pastw NATO stara si wycign wnioski z tego, co si dzieje w Ukrainie, i eksperymentuje. Polskie wojsko wrcz przeciwnie. S normy, regulaminy, tak nie mona, to trzeba przemyle, bo zawsze byo inaczej. Po trzech latach najwicej robi sami onierze, oddolnie i przy pomocy cywilw.

– Na poziomie deklaracji świadomość problemu jest. Jednak faktycznie wojsko jako system niewiele z tym robi. Praktycznie wszystko, co się dzieje, to oddolnie. Żołnierze sami, za własne pieniądze kupują sprzęt i zwracają się do nas z prośbami o pomoc w szkoleniu – mówi Gazeta.pl Tomasz Darmoliński, prezes Fundacji Żelazny, która od początku wojny w Ukrainie wspiera tamtejsze wojsko. Aktualnie robi to głównie poprzez wspieranie szkoleń ukraińskich pilotów dronów i pomoc w zwalczaniu rosyjskich bezzałogowców. Do tego stara się przenieść zdobytą przez Ukraińców wiedzę na polski grunti.

W Polsce regularnie organizują ćwiczenia dla polskich pododdziałów, które same z siebie chcą nauczyć się używać dronów w stylu obserwowanym w Ukrainie, a także się przed nimi bronić. – Wojsko wspiera część tych inicjatyw. Jednak realizację realistycznych szkoleń z użyciem regulaminowego wyposażenia utrudniają nieprzystające do rzeczywistości normy i przepisy. Przykładem jest traktowanie systemów amunicji krążącej (w polskim wojsku oznacza to system Warmate – red.), które są już na wyposażeniu, jako systemu uzbrojenia. Uszkodzenie takiego sprzętu podczas praktycznych ćwiczeń jest łatwe i strach przed odpowiedzialnością za szkody paraliżuje żołnierzy, uniemożliwiając im pełne opanowanie umiejętności niezbędnych na polu walki – mówi Darmoliński.

– Ogólnie od lat małe drony, które miałyby być używane na najniższych szczeblach, nie wspominając o prostych, tanich dronach FPV, są traktowane przez decydentów w mundurach z pogardą. Tu zacytuję: „modelarstwo z garażu” niegodne profesjonalnej armii – mówi natomiast anonimowy żołnierz, który miał okazję uczestniczyć w szkoleniach współorganizowanych przez Fundację Żelazny. – Wszelkie inicjatywy u nas opierają się na świadomości zagrożenia wśród żołnierzy na najniższych szczeblach. Własny sprzęt, kupowany często na sekcje wychowawcze, czyli oficjalnie do filmowania uroczystości i takich tam. W praktyce służący do wypracowania taktyki użycia i próby nadgonienia świata – dodaje.

„Chcemy, aby…” w kontakcie z rzeczywistością Na poziomie oficjalnych deklaracji wszystko jest jasne. – Chcemy wyposażyć wszystkie pododdziały, plutony, kompanie, praktycznie każdego żołnierza w systemy bezzałogowe – mówił pułkownik Krzysztof Tarnowski, Szef Oddziału Bezzałogowych Statków Latających Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych, podczas debaty na wrześniowych targach zbrojeniowych MSPO w Kielcach. – Rozpoznanie z wykorzystaniem bezzałogowych systemów rozpoznawczych powinno być prowadzone w Wojskach Lądowych od najniższego szczebla – wtórował generał brygady Maciej Trelka też z DGRSZ. Na tychże targach generał brygady Kazimierz Dyński, również z DGRSZ, zapowiedział utworzenie na początku 2025 roku Inspektoratu ds. Systemów Dronowych. Ma on skupić wszystkie działania związane z bezzałogowcami, rozproszone obecnie w różnych wojskowych instytucjach.

Jesienią 2023 roku, jeszcze za poprzedniego rzdu, ogłoszono nowy tryb „pilnej potrzeby innowacyjnej”, który miał umożliwić testowanie produktów cywilnych o potencjalnym zastosowaniu wojskowym. – Z mojej wiedzy wynika, że zespół odpowiedzialny za tę inicjatywę zebrał się dotąd zaledwie trzy razy – mówi Darmoliński. Brakuje konkretów, podobnie jak w programie IdaBootcamp prowadzonym przez Polski Fundusz Rozwoju (PFR), który ma na celu łączenie małych firm technologicznych i zespołów naukowych z przemysłem obronnym, wojskiem oraz funduszami inwestycyjnymi. – Wojsko na razie nie ma jasnej koncepcji na tego rodzaju systemy i błądzi po omacku. Ma trudności ze zdefiniowaniem wymagań oraz wyciąganiem odpowiednich wniosków z obecnych konfliktów – uważa prezes Fundacji Żelazny.

– Tak naprawdę to wszystko to są działania na pokaz. Brakuje woli i systemowego podejścia do wdrożenia masowych, prostych dronów na większą skalę w wojsku – uważa Darmoliński. – Niezbędne byłoby kupienie ich większej liczby i przekazanie ich pododdziałom do testów, aby opracować najlepsze taktyki ich użycia i obrony przed nimi. Jednak takie podejście jest niemożliwe w obecnych warunkach – dodaje. Proste bezzałogowce szybko by się zużywały i były tracone, bo taka ich natura. Zaakceptowanie tego przez wojskową machinę administracyjną byłoby poważną rewolucją, bo aktualnie standardem jest raczej chronienie delikatnego sprzętu przed żołnierzem, nawet jeśli to oznacza, że nie ma on szansy na realistyczne szkolenie.

Darmoliński wskazuje przy tym na wypowiedź pułkownika Mariusza Żokowskiego z Agencji Uzbrojenia, która byłaby odpowiedzialna za zakupy takiego sprzętu. Na konferencji Defense24Day w maju mówił, że już pod koniec 2023 roku przeanalizowano, czy kupować tego rodzaju proste bezzałogowce. Z analiz miało wynikać, że aktualnie nie ma takich, które by odpowiadały potrzebom Wojska Polskiego. – Nie wyobrażam sobie jako osoba odpowiedzialna za wdrożenie tego typu rozwiązań do Sił Zbrojnych, że takie rozwiązania się pojawią. Mówimy tu o aspekcie niezawodności, wiarygodności tego typu systemów – stwierdził oficer.

Z powodu między innymi takich wypowiedzi anonimowy żołnierz rozmawiający z Gazeta.pl ma bardzo umiarkowane zdanie o oficerach z Warszawy trzymających pieczę nad procesem zakupów. – Z każdym nowym artykułem o działaniach w Ukrainie albo o nowym zakupie w innych państwach, oni widzą, że zostaliśmy kilka długości w tyle. Tylko powiedzenie tego głośno oznaczałoby konieczność przyznania się do błędu. Ten ktoś musiałby wziąć na swoje barki. Jednocześnie ta sama osoba wie, że przy naszym sztywnym przywiązaniu do norm obronnych i stanagów (normy NATO – red.) sprzed dekady nie da się odpowiedzieć na wyzwania roku 2024. Więc nikt tego nie dotyka i oficjalnie idzie przekaz o analizach oraz pilnemu przyglądaniu się temu, co dzieje się nad frontem w Ukrainie – mówi anonimowy żołnierz. To systemowy gorset, którego pomimo wojny u sąsiadów i narracji o „wojnie w ciągu kilku lat” (albo wojny w tej dekadzie) polskie wojsko na razie nie potrafi albo i nie chce zdjąć. – System ma z tym poważny problem, bo tu trzeba wyrzucić do kosza mnóstwo starych regulaminów i pisać wszystko od nowa – mówi Darmoliński.

Fakt jest taki, że od początku wojny w Ukrainie polskie wojsko podpisało dwie umowy wykonawcze na zakup małych bezzałogowców. Konkretnie 52 sztuki maszyn rozpoznawczych Flyeye firmy Grupa WB. Umowa ramowa zakłada, że łącznie ma ich zostać zakupionych 1600, ale na razie jest to jedynie deklaracja. Do tego trzecią i dotychczas ostatnią umowę na zakup jakichkolwiek bezzałogowców też podpisano z Grupą WB, w ramach której dostarczane są większe rozpoznawczo-uderzeniowe drony systemu Gladius. Ogólnie kontynuowany jest kurs wyznaczony przed wojną. – Ciągle żyjemy w świecie nielicznych dronów za miliony opracowanych pod wyśrubowanie wymagania wojska. Tymczasem w Ukrainie tylko jedna grupa wolontariuszy chwali się zestrzeleniem w kilka tygodni ponad stu dronów klasy naszych Flyeye przy pomocy prostych dronów FPV. Ile takich Flyeye ma nasze wojsko? Trochę ponad 200 – mówi żołnierz.

Można inaczej i jest to robione Obaj rozmówcy Gazeta.pl zaznaczają, że to nie jest tak, iż całe NATO jest przekonane, iż wojna Sojuszu z Rosją będzie całkowicie inna niż ta w Ukrainie. Że będzie się toczyć zgodnie ze starymi, dobrze znanymi regulaminami. Wskazują przykłady państw, które wydają się przekonane, że dla masowych, prostych i tanich dronów jak najbardziej znajdzie się zastosowanie na polu walki. Wobec czego eksperymentują z nimi samymi, jak i systemami ich zwalczania. Pierwszy przykład jest najbardziej dobitny – to USA, w które wielu polskich wojskowych jest zapatrzonych jak w obrazek.

Pentagon z wojny w Ukrainie wyciągnął między innymi taki wniosek, że wojsko musi mieć nie tylko zaawansowane i bardzo drogie systemy uzbrojenia skrojone pod wyśrubowane wymagania, lecz także proste, masowo produkowane i tanie, które będzie można zużywać w dużych ilościach bez bolesnych konsekwencji. – Technologie komercyjne rozwijają się szybciej niż wojskowe i można to wykorzystać. Tak naprawdę używanie prostej i taniej technologii szybciej jest czymś, co daje przewagę na polu walki – mówił w marcu tego roku szef sztabu US Army generał Randy George. W raporcie z wnioskami z wojny w Ukrainie przygotowanymi przez Stowarzyszenie US Army (AUSA – prywatna organizacja skupiona na merytorycznym wsparciu dla wojsk lądowych USA), który między innymi silnie wspiera koncepcję przyswojenia przez wojsko dronów w stylu ukraińskim, napisano: „Jak zaobserwowano w Ukrainie, systemy bezzałogowe nie tyle zastąpią klasyczną artylerię czy amunicję precyzyjną, ile uzupełnią je, tworząc dodatkowy potencjał masy, która może zostać precyzyjnie wykorzystana przez oddziały na froncie”. W 2023 roku oficjalnie uruchomiono program „Replicator”. Według deklaracji ma doprowadzić do kupienia tysięcy prostych dronów do końca przyszłego roku, by żołnierze mogli zacząć powszechnie z nimi ćwiczyć i uczyć się ich użycia oraz obrony przed nimi. W ramach programu Amerykanie chcą szukać najlepszych konstrukcji tego rodzaju i stworzyć cały system związany z ich projektowaniem, produkowaniem i modyfikowaniem

Nie trzeba jednak sięgać tak daleko za ocean. Imponujące osiągnięcia w tym zakresie ma państwo dysponujące nieporównywalnie mniejszymi środkami niż USA, a nawet Polska. To Litwa. – Oni dopiero co kupili 2300 własnych krajowych dronów FPV na potrzeby szkolenia i wypracowania taktyki ich użycia. 2300… – wzdycha polski żołnierz.

Litwa już od 2023 roku poważnie zaangażowała się w ten temat i nawiązała bliską współpracę z Ukraińcami oraz własnymi firmami. Ministerstwo Obrony płaci im za rozwój technologii i produkcję dronów, które są następnie wysyłane do Ukrainy. Zysk podwójny z rozwoju własnych kompetencji i pomaganiu w obronie przed Rosją. Przy okazji ogłoszenia o zakupie wspomnianych 2300 dronów FPV dla własnego wojska Litwini poinformowali, że 5000 kolejnych trafi na front w Ukrainie. Ukraińcy odwdzięczają się wnioskami z ich użycia i sugestiami co do poprawek. W litewskim wojsku już wprowadzono wstępne szkolenia z użycia dronów na najniższych szczeblach. Dofinansowywane są też szkoły i cywilne stowarzyszenia mające prowadzić szkolenia dronowe, tak aby wyłowić obiecujących kandydatów i upowszechniać umiejętności potencjalnie przydatne wojsku. W ministerstwie obrony utworzono departament ds. dronów z szerokimi uprawnieniami. Cały ten proces jest szeroko zakrojony i kompleksowy. Taki, do którego polscy żołnierze zainteresowani tematem i specjaliści cywilni tylko wzdychają.

Obaj rozmówcy Gazeta.pl podkreślają, że w ich przekonaniu proste i masowe drony nie mają być panaceum na wszystko i zastąpić klasycznych systemów uzbrojenia. Nie postulują też przeklejania rozwiązań ukraińskich do Polski jeden do jednego, czyli na przykład tworzenia sieci manufaktur prostych dronów FPV. Są jednak przekonani, że masowe i proste drony będą wartościowym uzupełnieniem bardziej wyspecjalizowanego sprzętu wojskowego. Masą wypełniającą dziury pomiędzy nim. Do tego trzeba by jednak fundamentalnej zmiany w polskich siłach zbrojnych. – Wydaje mi się, że nasze wojsko tkwi w myśleniu, iż jak kupować, to trzeba na dekadę i więcej. Tymczasem tempo ewolucji w systemach bezzałogowych jest teraz tak ogromne, że to, co jest aktualne teraz, za dwa-trzy lata będzie przestarzałe – mówi Darmoliński.

Powiązane wiadomości

Rosyjski dron niebezpiecznie blisko elektrowni jądrowej w Ukrainie. Służby o „terrorze energetycznym”

gazeta pl

Nagle poczuła rogi na plecach. Jeleń brutalnie zaatakował turystkę w Zakopanem. Winne pączki

gazeta pl

Dowody „desperacji” Putina: NATO potwierdziło rozmieszczenie wojsk północnokoreańskich w obwodzie kurskim Federacji Rosyjskiej

radiosvoboda

Zostaw komentarz

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Zaakceptować Czytaj więcej