“– Teraz już możemy sobie mówić, że to była klątwa – tak Bartosz Kurek mówił o niemocy reprezentacji Polski w turniejach olimpijskich. Pięć razy z rzędu odpadaliśmy z nich w ćwierćfinale. W tym roku po raz pierwszy udało się przejść dalej i zdobyć srebro. To jednak niejedyne ważne wydarzenie, jakie w ostatnich 12 miesiącach przeżył kapitan Polaków. Dla niego z pewnością był to przełomowy rok.”, — informuje: www.sport.pl
Kurek wrócił do igrzysk w Paryżu. „Przez tyle czasu zaklinaliśmy…” Oczywiście sportowo najważniejszym wydarzeniem były dla niego igrzyska olimpijskie. W finale ekipa Nikoli Grbicia przegrała 0:3 z Francją, wcześniej zaś w dramatycznych okolicznościach ograła w półfinale USA 3:2. Kurek podkreślał jednak przede wszystkim wagę ćwierćfinału ze Słowenią (3:1). – Przełamaliśmy tę klątwę ćwierćfinału, bo teraz już możemy sobie mówić, że to była klątwa. Przez tyle czasu zaklinaliśmy, że nie ma nic takiego, a jednak z jakiegoś powodu przez tyle lat nie byliśmy w stanie przejść tej fazy turnieju. Właściwie to nigdy nie przeszliśmy tej fazy turnieju. To jest ciekawe, bo nawet kiedy nasi mistrzowie zdobyli złoto, to nie było ćwierćfinału – zauważył.
Po zdobyciu medalu kibice wręcz nie mogli się naczekać powrotu Kurka na polskie parkiety. Niestety w Plus Lidze nasz atakujący nie pograł zbyt wiele. Już w połowie września przytrafiło mu się ogromne nieszczęście. W meczu z Projektem Warszawa doznał kontuzji oka, która wykluczyła go z gry na wiele tygodni. – To był niesamowicie zły zbieg okoliczności. Zawsze jednak staram się patrzeć na takie przypadki pozytywnie. Mogłem więc trochę z boku poobserwować chłopaków. Mogłem też nabrać jeszcze więcej zapału do pracy, trochę więcej głodu siatkówki – wspominał i podkreślał, że obecnie z jego zdrowiem jest już w porządku.
Dwa wielkie nieszczęścia w jednym czasie. Kurek wyjaśnia: „Ponieśliśmy starty” Jakby tego było mało, niedługo później południową Polskę nawiedziła powódź. Woda zalała także dom siatkarza Nysie. – Na szczęście nasz dom nie ucierpiał aż tak bardzo. Wiadomo, że jakieś tam straty ponieśliśmy, ale są one nieporównywalne do tego, z czym musieli mierzyć się inni mieszkańcy Nysy i innych miast na południu kraju – przyznał Kurek.
Ważnym wydarzeniem dla rodziny Kurka był powrót do siatkówki jego żony Anny. Od tego sezonu została zawodniczką NTSK PANS Komunalnik Nysa. Już niedługo spędzi z nią pierwsze od dawna święta w Polsce. A czego sobie życzy na kolejny rok? – Chciałbym troszeczkę dystansu złapać do swojej pracy. To jest jednak kluczowe, kiedy jesteśmy w takim natłoku meczów, treningów i kiedy presja rośnie. Wydawało się, że po igrzyskach już nie może być wyżej, ale jednak. Dla mnie powrót tutaj do naszej rodzimej ligi też niesie ze sobą jakąś dawkę stresu – podsumował.