“Brazylijczyk Adriano, który przed laty czarował bajeczną techniką na światowych stadionach, obecnie ma 42 lata i coraz częściej można go zobaczyć na kompromitujących filmikach w mediach społecznościowych, jak pijany błąka się po fawelach. Ostatnio legendarny napastnik zdobył się na bardzo gorzką refleksję dotyczącą zarówno własnej kariery, jak i samego życia.”, — informuje: www.sport.pl
Gorzkie słowa brazylijskiej legendy. „Największe marnotrawstwo” Niestety, wraz z upływem czasu jego kariera skręciła w złą stronę. Adriano uzależnił się od alkoholu, który stopniowo rujnował jego życie. Jednym z powodów była śmierć ojca, który zmarł w sierpniu 2004 roku na atak serca w wieku zaledwie 45 lat. Od tamtej pory Brazylijczyk już nigdy nie był takim samym człowiekiem.
– Tylko ja wiem, jak bardzo cierpiałem. Śmierć mojego ojca pozostawiła we mnie ogromną pustkę, czułem się bardzo samotny. Po jego śmierci wszystko się pogorszyło, ponieważ odizolowałem się. Byłem sam we Włoszech, smutny i przygnębiony, a potem zacząłem pić – opowiadał niegdyś w rozmowie z brazylijskim portalem R7. Na depresję Adriano wpływała także sama nieobecność w rodzinnej Brazylii. Napastnik nie mógł odnaleźć się w Mediolanie. Pewnego razu – w wigilijną noc – wrócił z kolacji organizowanej w domu Clarence’a Seedorfa. Zadzwonił do matki, słysząc w tle rozmowy i śpiewy najbliższych członków rodziny. Po zakończeniu rozmowy sięgnął po butelkę wódki, upijając się do nieprzytomności.
Kariera Adriano zakończyła się w 2016 roku. Jego ostatnim klubem było amerykańskie Miami United. Po zaprzestaniu gry w piłkę Brazylijczyk nie wziął się w garść. Wręcz przeciwnie. Do sieci regularnie trafiały kolejne filmiki, na których widać, jak pijany Adriano baluje w rodzinnych fawelach. Niemal zawsze towarzyszyła mu butelka piwa lub szklanka z drinkiem. Dwa lata temu wydawało się, że jego zbawianiem może okazać się 15 lat młodsza partnerka Micaela Mesquita. Wówczas były piłkarz miał przejść wielką przemianę, skończyć z uzależnieniem, zająć się rodziną. Tak się jednak nie stało.
We wtorek na łamach The Players’ Tribune ukazał się obszerny tekst, w którym Adriano opisał swoje życie w bardzo brutalnych słowach. „Czy wiesz, jak to jest być obietnicą? Ja wiem. W tym niespełnioną obietnicą. Największe marnotrawstwo w pice nonej: ja. Podoba mi się to słowo, marnotrawstwo. Nie tylko ze względu na to, jak brzmi, ale dlatego, że jestem opętany marnowaniem swojego życia” – pisze piłkarz w tekście zatytułowanym „List do mojej faweli”.
W dalszej części felietonu Brazylijczyk opowiada o swoim trudnym dzieciństwie oraz specyfice życia w południowoamerykańskiej biedocie. W młodzieńczych latach nie mógł liczyć na pomoc wspomnianego ojca, który w latach 90. został postrzelony podczas starcia brazylijskich gangów. „Miałem dziesięć lat, kiedy mój ojciec został postrzelony. Nigdy więcej nie mógł pracować. Odpowiedzialność za utrzymanie domu spadła całkowicie na plecy mojej matki” – czytamy. W dorosłym wieku cierpienie z dzieciństwa przerodziło się w napady lęku. Ostatecznie Adriano wrócił na brazylijskie ulice, gdyż, jak sam mówi, tam na każdym kroku „widzi” swojego ojca.
Dobitnie podkreśla także, że nadal nie wyszedł z alkoholizmu. „Piję co drugi dzień. (A w pozostałe dni również.) Jak to się stało, że ja i moja osoba pijemy niemal codziennie? Nie lubię tłumaczyć się innym. Ale oto jedno. Piję, bo niełatwo być obietnicą, która pozostaje niespełniona. A w moim wieku jest jeszcze gorzej” – przyznał. Jak widać, brzemię niespełnionego talentu dręczy go do dziś. Mimo to obecnie Adriano przygotowuje się do swojego meczu pożegnalnego. Odbędzie się on 15 grudnia na Maracanie. Drużyna legend Interu zagra z Flamengo, a sam Brazylijczyk symbolicznie wystąpi w obu zespołach.