“W czwartkowy wieczór na białostockiej Chorten Arenie fajerwerki były tylko w przerwie, za stadionem i dla odchodzącego prezesa Wojciecha Pertkiewicza. Na boisku bardzo słabe widowisko piłkarskie zakończyło się bezbramkowym remisem. Jagiellonia Białystok zremisowała z Olimpiją Lublana i zmarnowała swoją szansę na bezpośredni awans do 1/8 finału. Do szczęścia zabrakło ogólnie niewiele, dlatego też nawet kibice nie byli w stanie pocieszyć swoich rozczarowanych piłkarzy po ostatnim gwizdku.”, — informuje: www.sport.pl
Nagle „Słoweńcy” zaczęli krzyczeć po polsku. Ale nie było to nic miłego Czwartkowy mecz z trybun Chorten Areny oglądało sporo ponad 14 tysięcy kibiców, a wśród nich około 200 kibiców Olimpiji. Na pierwszy rzut oka Słoweńcy zaczęli swój doping od słów… po polsku. Niestety, nie były to podziękowania za gościnę w Białymstoku, ale bluzgi na zespół gospodarzy.
Szybko jednak się okazało, że w sektorze gości byli kibice dwóch Olimpii – tej z Lublany i tej z Warszawy, co było podkreślone dużą flagą na kiju „Ljubljana – Warszawa”. A że Warszawa ogólnie za Jagiellonią nie przepada…
Niektórzy przysypiali, a tu nagle łomot! Kibice z hukiem pożegnali odchodzącego prezesa W przerwie spotkania niektórzy kibice i dziennikarze mogli przysypiać. Wtedy jednak tych przebywających na sektorze VIP oraz prasowym obudził wielki huk. Potem kolejny i następny. Szybko okazało się jednak, że wcale nie dochodzi do nagłego wyburzenia trybuny Chorten Areny, ani nic się nie wali. To kibice Jagiellonii odpalili fajerwerki dla odchodzącego prezesa klubu – Wojciecha Pertkiewicza, wraz z ostrymi brzmieniami z głośników, uwielbianymi przez sternika mistrza Polski, który oglądał pokaz z pozycji gniazdowego na Ultrze.
Pertkiewicz, który z końcem tego roku ze względów rodzinnych kończy białostocką „misję” i wraca do Trójmiasta, przez trzy lata wyprowadził Jagę z ogromnych tarapatów finansowych, a następnie wraz z dyrektorem sportowym Łukaszem Masłowskim i trenerem Adrianem Siemieńcem wprowadził na sam szczyt polskiej piłki, zdobywając mistrzostwo Polski. Do tego awans do fazy ligowej Ligi Konferencji i zabrakło tylko kropki nad „i”, jakim byłoby zwycięstwo nad Olimpiją i bezpośrednią kwalifikację do 1/8 finału.
A fajerwerki były odpalane spoza terenu stadionu, dlatego że nad Jagiellonią już wisi spora kara od UEFA za odpalenie środków pirotechnicznych w meczu z Molde i recydywa oznaczałaby zamknięcie jednej z trybun na stadionie przy Słonecznej.
To nie była Jagiellonia, jaką znamy. Egzamin oblany Bez Tarasa Romanczuka czy Joao Moutinho, ale przede wszystkim bez pozytywnej energii. Taka była Jagiellonia Białystok w czwartkowy wieczór przy Słonecznej. Starań „Żółto-Czerwonym” odmówić nie można, ale jakości piłkarskiej było w tym bardzo niewiele.
Zawiedli wszyscy ci, którzy odpowiadają za kreowanie gry ofensywnej – Afimico Pululu, Jesus Imaz, Kristoffer Hansen, Nene… – Nie było w nas pary – nie ukrywał po meczu Adrian Siemieniec. Tak naprawdę poza sytuacją po stałym fragmencie gry w piątej minucie, „Żółto-Czerwoni” nie zagrozili bramce Matevza Vidovseka.
Jeśli to miał być egzamin, który miał pokazać, czy Jagiellonia należy do najlepszej ósemki Ligi Konferencji, to został on oblany. Tyle że kto jeszcze przed rozpoczęciem rozgrywek taki scenariusz w ogóle zakładał dla mistrza Polski? A i Olimpija też nie ma za bardzo się z czego cieszyć, bo i ona zwyciężając w Białymstoku kwalifikowała się do TOP8. Remis skazał obie drużyny na playoffy.
Jeszcze w 85. minucie Jaga była w TOP8. Kibice nie zdołali pocieszyć piłkarzy Jagiellonia wiedziała, że musi ten mecz wygrać, aby awansować bezpośrednio do 1/8 finału. Ale nawet przy tym nieszczęsnym bezbramkowym remisie jeszcze w 85. minucie była na ósmym miejscu w wirtualnej tabeli Ligi Konferencji. Wszystko zmienił uznany dopiero po interwencji VAR gol Parisa Brunnera dla Cercle Brugge w meczu z tureckim Basaksehirem Krzysztofa Piątka. Młody Niemiec trafił na 1:1, a Cercle Brugge, które wcześniej wyeliminowało Wisłę Kraków, kosztem Jagiellonii wskoczyło do pierwszej ósemki.
Zmienić to mogła jeszcze Legia Warszawa, która w tamtym momencie przegrywała z Djurgardens IF 1:2. Remis „Wojskowych” wpuściłby białostoczan do „ósemki” kosztem Szwedów, ale dobrze wiemy, że tamto spotkanie zakończyło się wynikiem 3:1 dla gospodarzy.
Jagiellonia koniec końców finiszuje na dziewiątej pozycji w tabeli Ligi Konferencji, nie wykorzystując wspaniałej sytuacji, jakim był komplet punktów na półmetku po zwycięstwach z Molde oraz Kopenhagą. Na Molde „Żółto-Czerwoni” mogą jeszcze trafić w barażach, podobnie jak na serbski TSC Backa Topola. Losowanie już w piątek o godzinie 13:00.
Szczęście było tak blisko i drużyna Adriana Siemieńca to czuła, dlatego też tak trudno było kibicom ją pocieszyć po końcowym gwizdku. Mimo że fani dawali do zrozumienia, że i tak są ze swoich pikarzy dumni za cały 2024 rok, mało któremu z nich udawało się poprawić humor.
Ale gdy i oni na spokojnie usiądą w świątecznej atmosferze, to z pewnością zdadzą sobie sprawę, że i tak w ostatnich 12 miesiącach osiągnęli bardzo wiele.