“Na otwarcie Boxing Day Premier League Manchester City zremisował 1:1 z Evertonem na Etihad Stadium. Obie drużyny nie są obecnie w najlepszej formie, co sprawiało, że to spotkanie było bardzo ciekawe. Mecz był pełen emocji i trzymał w napięciu do końca.”, — informuje: www.sport.pl
Manchester City Pepa Guardioli w tym sezonie przechodzi kryzys, jakiego nigdy nie miał. Spora liczba kontuzji przekłada się na wyniki, które nie zadowalają kibiców Obywateli. W ostatnich dwunastu spotkaniach piłkarze z niebieskiej części miasta wygrali tylko raz.
Udany początek meczu w wykonaniu Manchesteru City Przed startem 18. kolejki Premier League Manchester City plasował się na siódmym miejscu i tracił tylko jedno „oczko” do lokaty, gwarantującej europejskie puchary. Ich rywale – Everton też nie wygldali najlepiej. Po 16 meczach drużyna miała na swoim koncie 16 pkt i zajmowała 15. miejsce w tabeli.
Od początku tego spotkania przeważali gospodarze z Etihad Stadium. Już w 3. minucie Josko Gvardiol mógł strzelić gola. Jednak jego próba trafiła w słupek. Jedenaście minut później kapitalną akcją popisał się Jeremy Doku. Belg kapitalnie zagrał do Bernardo Silvy. Portugalczyk oddał strzał, który po rykoszecie zmienił delikatnie swój kierunek i zmylił Jordana Pickforda. Anglik musiał skapitulować.
Niewykorzystana okazja „zemściła się” na Manchesterze City Bernardo Silva miał idealną sytuację na podwyższenie prowadzenia także w 33. minucie. Wszystko zaczęło się od przejęcia piłki Erlinga Haalanda, który od razu zgrał ją do Phila Fodena. Anglik dostrzegł wbiegającego Portugalczyka, który miał wolną przestrzeń i mógł zrobić dosłownie wszystko. Ten jednak zdecydował się oddać strzał zewnętrzną częścią stopy. Pickford odprowadził piłkę wzrokiem, ale ta próba poleciała w trybuny.
Jest takie powiedzenie, że „niewykorzystane okazje się mszczą” i o tym boleśnie przekonali się piłkarze Manchesteru City. Już trzy minuty później Abdoulaye Doucoure dośrodkował piłkę w pole karne. Futbolówka przeszła przez linię obrony Manchesteru City. Do tego zagrania dopadł Ilman Ndiaye, który oddał strzał w kierunku prawego słupka bramki Ortegi. Niemiecki bramkarz nie miał szans na skuteczną interwencję.
Zobacz też: Sensacyjny zwrot. Notowania Guardioli drastycznie spadły
Mecz rozkręcił się w drugiej połowie Starcie Manchesteru City z Evertonem nabrało rumieńców w drugiej połowie. W 50. minucie kibice na Etihad oglądali salwę strzałów na bramkę Pickforda. Jeremy Doku niedokładnie dośrodkował na głowę Erlinga Haalanda. Norweg zachował jasność umysłu i odegrał futbolówkę do Bernardo Silvy. Portugalczyk spróbował swoich sił, ale kapitalną obroną pochwalił się Anglik. Odbita piłka wpadła pod nogi Kovacicia, który podjął taką samą decyzję, ale jego strzał był już niecelny i wyszedł poza linię końcową boiska.
Chwilę później Haaland miał szansę na przełamanie. Sędzia Simon Hooper odgwizdał faul Mykolenki na Salvinho. Brazylijczyk runął na ziemię na linii pola karnego, a arbiter nie miał wątpliwości i wskazał na „wapno”. Norweg oddał fatalny strzał, który łatwo został obroniony przez Pickforda. W doliczonym czasie gry Rico Lewis mógł odmienić losy spotkania, ale jego próba z pola karnego powędrowała nad bramką.
Więcej goli w tym meczu nie oglądaliśmy. Piłkarze Manchesteru City na własne życzenie zmarnowali okazję do zwycięstwa w tym meczu. W związku z tym remisem Pep Guardiola musi dalej główkować, co zmienić, by wyjść z kryzysu.