“Wicemistrzostwo świata z 2007 roku rozpoczęło złotą dekadę polskiej piłki ręcznej. Mieliśmy wtedy przyjemność pokazywać na naszych antenach sukcesy polskich klubów i reprezentacji. Po kilku latach przerwy handball ligowy wrócił do Polsatu Sport, teraz wraca reprezentacja. Czy jednocześnie powrócą sukcesy?”, — informuje: www.polsatsport.pl
Wicemistrzostwo świata z 2007 roku rozpoczęło złotą dekadę polskiej piłki ręcznej. Mieliśmy wtedy przyjemność pokazywać na naszych antenach sukcesy polskich klubów i reprezentacji. Po kilku latach przerwy handball ligowy wrócił do Polsatu Sport, teraz wraca reprezentacja. Czy jednocześnie powrócą sukcesy?
Zobacz także: 4 Nations Cup w piłce ręcznej. Terminarz i plan transmisji. Kiedy grają Polacy?
Przez następne lata byliśmy cały czas, jako Polsat Sport, blisko polskiego szczypiorniaka. Pokazywaliśmy ligę męską i kobiecą, Ligę Mistrzów i przede wszystkim mecze Biało-czerwonych. A oni konsekwentnie podbijali serca polskich kibiców. Boom na piłkę ręczną sprawił, że inne telewizje też chciały pokazywać Lijewskich, Jureckich i spółkę.
Kolejne po niemieckich mistrzostwa świata: Chorwacja, brązowe medale i legendarny już „rzut Siódmiaka”, dziś naszego polsatowskiego eksperta.
EURO 2010 w Austrii to z kolei turniej, na którym Polacy grali chyba najlepszą piłkę ręczną w tamtej dekadzie; paradoksalnie nie wystarczyło to do medalu. Skandaliczne sędziowanie norweskiej pary Abrahamsen i Kristiansen uniemożliwiło Biało-czerwonym pokonanie w półfinale Chorwatów. Pamiętam, pracowałem wtedy jako reporter, bezsilną rozpacz bijącą od każdego z zawodników, z którym miałem szansę porozmawiać po meczu. Na spotkanie o brąz już się Polacy nie pozbierali.
Tamto czwarte miejsce z Wiednia i tak pozostaje naszym najlepszym wynikiem w historii startów w mistrzostwach Europy – imprezie w piłce ręcznej zdecydowanie najtrudniejszej. Choć wydawało się, że idealną okazją do przełamania tej złej passy będzie EURO 2016, rozgrywane w Polsce. Zamiast gigantycznej euforii była jednak monstrualnych rozmiarów… huśtawka. Nastrojów, rzecz jasna. Od rozbicia wielkiej Francji, przez porażkę z niedocenianą Norwegią po klęskę z Chorwacją różnicą czternastu bramek.
Mimo zaledwie siódmego miejsca naszej kadry, z osobistej perspektywy wspominam tamten turniej wyjątkowo. Byłem z kadrą Michaela Bieglera od przygotowań aż do trudnych rozmów po Chorwacji. Jako reporter Polsatu, oficjalnego nadawcy ME 2016, miałem możliwość być naprawdę blisko tamtej drużyny. To była grupa świetnych ludzi, wciąż mam szczęście ich spotykać. Dziś to już telewizyjni eksperci, trenerzy, dyrektorzy sportowi, ba, nawet prezesi. Ale wciąż przede wszystkim fajni kumple.
Tym bardziej żal, że nie udało się zdobyć medalu mistrzostw Europy. Jeszcze bardziej boli jednak brak tego olimpijskiego. A okazje były… Do Pekinu wicemistrzowie świata z Niemiec jechali jako jedni z faworytów. Skończyło się nieszczęsnym ćwierćfinałem z Islandią (tego samego, czarnego, dnia swój olimpijski ćwierćfinał przegrali również nasi siatkarze).
Bilety do Londynu straciliśmy w absurdalnych okolicznościach, w ostatniej akcji turnieju kwalifikacyjnego. W Rio na wyciągnięcie ręki był wielki finał. Po dramatycznej dogrywce wydarli nam go późniejsi triumfatorzy Duńczycy.
– Co boli najbardziej? Szyja od braku medalu – odpowiedział już w Polsce Mariusz Jurkiewicz, pytany o stan zdrowia po tak wymagającym turnieju.
W Rio Polaków prowadził Talant Dujszebajew, a jego asystentem był Robert Lis – dziś, jakże by inaczej, nasz redakcyjny kolega w Polsacie, współkomentator, ekspert.
Kończyła się wtedy ta złota dekada polskiego szczypiorniaka. Do medali z 2007 i 2009 roku Polacy dołożyli jeszcze jeden: brąz w Katarze w 2015 roku. Trzy medale mistrzostw świata w dziesięć lat. Nieźle, biorąc pod uwagę, że przez poprzednich 50 lat zdobyliśmy jeden brąz (1982 rok). Oczywiście tamto pokolenie, które stanowiło o sile polskiej piłki ręcznej na przełomie lat 70. i 80. wywalczyło też jedyny w historii tej fascynującej dyscypliny medal olimpijski (brąz w Montrealu).
No właśnie – pokolenie. Trudno oprzeć się wrażeniu, że sukcesy polskiego szczypiorniaka są kwestią mocno losową. Albo trafi się grupa wyjątkowo zdolnych ludzi albo nie. Przez wiele lat trudno dostrzec było powtarzalność, sprawnie działający system szkolenia. Nawet wtedy, kiedy przynajmniej w teorii sukcesy kadry napędzały koniunkturę. Zresztą w pewnym momencie również Polki dołączyły na krótko do światowej czołówki, dwukrotnie pod wodzą Kima Rasmussena meldując się w półfinałach mistrzostw świata. A następców i następczyń jakoś nie mogliśmy się doczekać.
Teraz takiej grupy jak tamta ze Szmalem, Tkaczykiem, Bieleckim, Lijewskimi, Jureckimi, Jurasikiem, Jurkiewiczem, Siódmiakiem nie ma. Ale to nie znaczy, że nie ma też nadziei na lepsze jutro. Bo może na parkiecie jeszcze nie mamy tylu gwiazd ale taką ekipę jak w czasach złotej dekady mamy teraz u sterów polskiego handballa. A nawet nie taką ekipę ale dokładnie TĘ SAMĄ ekipę.
Prezesem Polskiego Związku Piłki Ręcznej jest Sławomir Szmal, trenerem pierwszej reprezentacji Marcin Lijewski, młodzieżowej Bartosz Jurecki, juniorskiej Mariusz Jurasik. Adam Wiśniewski i Michał Jurecki są dyrektorami sportowymi naszych klubowych potęg z Płocka i Kielc. Parafrazując słowa przeboju: „Jak nie oni, to kto? Jak nie oni, to chyba już nikt nie zrobi tego tu”. Nie przywróci polskiej piłce ręcznej niedawnego przecież blasku.
My w redakcji Polsatu Sport wierzymy, że oni dadzą radę. Dlatego wspieramy polską piłkę ręczną. Pokazujemy już drugi sezon zmagań w Orlen Superligach pań i panów. A od tego roku wraca do nas reprezentacja. Widzimy się 8 stycznia na meczu Polska – Austria, który rozpocznie zmagania Biało-czerwonych w Turnieju 4 Nations Cup 2025. Będzie dobrze!
Przejdź na Polsatsport.pl