“Gdy pytamy sportowców o początki ich karier i o to, dlaczego obrali w życiu właśnie taką drogę, zazwyczaj słyszymy o: wsparciu bliskich, treningach od bardzo młodego wieku i żelaznej konsekwencji w dążeniu do celu. Cezary Dziwiszek z redakcji sportowej RMF FM od naszej windsurferki, olimpijki z Paryża Mai Dziarnowskiej usłyszał trochę inną historię. Taką, która wcale nie musiała zaprowadzić sportsmenki do miejsca, w którym jest teraz.”, — informuje: www.rmf24.pl
Gdańszczanka związała z windsurfingiem swoje życie, chociaż – jak przyznaje w rozmowie z Cezarym Dziwiszkiem z redakcji sportowej RMF FM – jej historia mogła potoczyć się zupełnie inaczej.
Nikt się tego nie spodziewał. Ani ja, ani rodzina nie spodziewaliśmy się, że będę profesjonalnym sportowcem. W tamtych czasach trudno było sobie wyobrazić, czym jest windsurfing. Musiałam przyjść do klubu (Sopocki Klub Żeglarski; tu w wieku 12 lat Dziarnowska rozpoczęła treningi – przyp. red.) i potrzebowałam zgody taty, żeby się zapisać. Powiedziałam: „Tato, ja chcę na windsurfing!”, a tata na to: „Co? No dobra, idziemy – gdzie ten windsurfing?„. (…) Myślę, że coś mu świtało, czym jest windsurfing. Bo ten klub był przecież nad morzem. Ale dla niego to było bez znaczenia – ważne było to, że ja jestem zmotywowana – mówi RMF FM Dziarnowska.
W rozmowie z Cezarym Dziwiszkiem windsurferka opowiada, że od małego była zainteresowana sportem. W szkole grała w co się dało – piłkę ręczną, biegi, a nawet… szachy. Przyznaje jednak, że bliscy nie pchali jej w kierunku sportu.
Sport był po prostu częścią mojej natury. Nikt we mnie tego specjalnie nie zaszczepiał, ale bardzo chciałam być częścią jakiejś drużyny. I faktycznie – jak tam się zapisałam, to poczułam: „Wow, jestem częścią Sopockiego Klubu Żeglarskiego!”. I to jest fajne uczucie – podkreśla sportsmenka.
W rozmowie z RMF FM dodaje, że 12. rok życia był dla niej ostatnim momentem na zaczęcie profesjonalnego uprawiania windsurfingu. Jako przełomowy moment w swojej karierze wskazuje na mistrzostwa świata do lat 15 w klasie mistral w Sopocie.
Wystartowałam trochę z marszu, trochę dlatego, że trener powiedział: „Dobra, startujemy – zyskujemy doświadczenie”. I wygrałam te zawody! Wtedy pojawiło się zainteresowanie – „Kim jest ta dziewczynka? Fajnie sobie radzi!”. A nie spodziewałam się wtedy niczego. To były moje pierwsze międzynarodowe zawody i na pewno bym na nie nie pojechała, gdyby Sopocki Klub Żeglarski nie zorganizował tych zawodów. I wtedy przyszedł do mnie jakiś dziennikarz i zapytał się, czy widzę się jako medalistkę igrzysk olimpijskich. (…) Ja mu wtedy powiedziałam, że w zasadzie nie wiem. Że uwielbiam być w klubie, uwielbiam trenować, uwielbiam rywalizację. Dobrze się czuję, dobrze mi to idzie, więc krok po kroku. Nie miałam nigdy w planach tego, nie miałam takich marzeń, będąc dzieckiem, że wystartuję na igrzyskach olimpijskich. Ale te marzenia narodziły się w momencie, w którym weszłam w to środowisko i zobaczyłam, że ci na igrzyskach to są „wybrani”. Ludzie, na których się patrzy z podziwem – opowiada zawodniczka.
8. miejsce na igrzyskach olimpijskich w Paryżu, 8. miejsce na najbardziej prestiżowej i najmocniej obsadzonej imprezie sportowej. To dla Mai Dziarnowskiej sukces czy porażka?
Myślę, że oba na raz. Mi w ogóle bardzo trudno jest siebie określić „wynikowo” ze względu na tę historię, którą miałam na miesiąc przed igrzyskami. Doznałam naprawdę poważnej kontuzji, która wymagała operacji (zwichnięcie barku – przyp. red.) i którą przeszłam dopiero teraz. Trudno mi powiedzieć, czy gdybym nie miała kontuzji, mogłoby być lepiej. Najfajniej byłoby powiedzieć: „Tak, miałabym medal”. Ale to nie jest pewne, bo będąc kontuzjowaną, zdjęłam z siebie presję wyniku. Dobrze się czułam, byłam bardzo szczęśliwa, że tam jestem. Wynikowo nie ma wstydu, ale na pewno mogło być lepiej (…). Jest to i niedosyt, i satysfakcja – podkreśla Dziarnowska, zdradzając RMF FM, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, prawdopodobnie w marcu wróci do treningów po kontuzji.
W rozmowie z Cezarym Dziwiszkiem sportsmenka opowiada także o tym, jak wygląda trening windsurfera. Radzi również, kiedy zacząć przygodę z tym sportem. Wybiega też w przyszłość – tę olimpijską. Zdradza, czy pływała już kiedyś po wodach Oceanu Spokojnego, gdzie w 2028 roku, w pobliżu Los Angeles, odbędą się windsurfingowe zawody olimpijskie.