“Polskie tenisistki jeszcze nigdy nie grały tak dobrze, jak w ostatnim sezonie. To nie tylko zasługa Igi Świątek, ale także m.in. Magdaleny Fręch czy Magdy Linette. Podsumowaniem kapitalnego roku był historyczny rezultat w drużynowych zawodach Billie Jean King Cup w Maladze. Największym pozytywnym zaskoczeniem zaś finał Linette – Fręch w Pradze, jedyny taki w rozgrywkach WTA.”, — informuje: www.sport.pl
Iga Świątek wygrywała turnieje rangi WTA 1000 (Rzym, Madryt, Indian Wells, w Dosze), Magdalena Fręch zwyciężyła w WTA 500 w Guadalajarze, a Magda Linette WTA 250 w Pradze. Do tego Katarzyna Kawa była najlepsza kilkanaście dni temu w deblu w Buenos Aires (WTA 125) w parze z Mają Chwalińską.
– To był bardzo dobry sezon dla polskiego tenisa. Z naszej perspektywy mógłby się nigdy nie kończyć. Pokazują to także rezultaty z ostatnich dni Katarzyny Kawy i Mai Chwalińskiej. Końcówka jest najlepszym podsumowaniem tego, jak udany był to rok dla naszej dyscypliny – mówi w rozmowie ze Sport.pl Maciej Zaręba, dziennikarz i komentator Canal+ Sport.
Wyprzedziły Czeszki w Pradze Najwięcej radości polskim kibicom przyniosła Iga Świątek. Oprócz czterech tytułów WTA sięgnęła także po triumf w Roland Garros oraz po brązowy medal igrzysk w Paryżu. Tomasz Wolfke z Eurosportu zwraca uwagę na inne polskie osiągnięcie – rywalizację Magdy Linette z Magdaleną Fręch w Czechach.
– Wspaniale możemy wspominać polski finał w Pradze. Szczególnie właśnie, że odbył się w Pradze. To przecież gniazdo os. Przyzwoitych czeskich tenisistek jest w czołówce kilkanaście, każda z nich może wygrać zarówno z Fręch, jak i z Linette. A jednak to nasze panie walczyły w lipcu w meczu o tytuł. Nie licząc występów Igi Świątek to było chyba najprzyjemniejsze wydarzenie w naszym tenisie w 2024 roku – wskazuje Wolfke.
Pierwszy raz w historii rozgrywek WTA dwie polskie tenisistki zmierzyły się w finale. Linette zwyciężyła 6:2, 6:1, zdobywając trzeci singlowy tytuł w karierze. Fręch z kolei zaliczyła największy postęp w ostatnim czasie. W styczniu była 70. na świecie, a dziś jest 25. Miesiąc temu wskoczyła nawet na 22. pozycję w rankingu WTA. – Myślę, że niewielu ekspertów spodziewało się takiego awansu z jej strony – mówi Maciej Zaręba.
Zaczęło się już podczas Australian Open, gdzie Magdalena Fręch pierwszy raz doszła do czwartej rundy wielkoszlemowej. Po drodze pokonała m.in. Caroline Garcię, przegrała dopiero z Coco Gauff.
Tomasz Wolfke o występie w Melbourne mówi: „To był wielki sukces Magdaleny. Zajęło jej to kilka lat, nie zawsze w nią wierzono. Po tym osiągnięciu opowiadałem, że zawodniczek o jej potencjale jest kilkadziesiąt w tourze i równie dobrze na koniec sezonu może być 20., jak i 70. Bardzo cieszę się, że znalazła się znacznie bliżej tej górnej granicy. Będzie zaraz rozstawiona w Wielkim Szlemie, co bardzo pomaga”. Podczas nadchodzącej edycji Australian Open, która rusza 12 stycznia, Fręch pierwszy raz wystąpi w roli wystawionej w Wielkim Szlemie.
Przełom Magdaleny Fręch W lutym Maciej Zaręba miał okazję rozmawiać z Magdaleną Fręch podczas turnieju w Dosze. – Pamiętam, że siedzieliśmy wtedy na trybunach z Żelkiem Żyżyńskim i patrzyliśmy na siebie z niedowierzaniem. Magda grała świetnie, blisko linii końcowej, wytrzymywała tempo narzucane przez Wiktorię Azarenkę, a wiemy, że Białorusinka potrafi grać bardzo szybko. Po tym spotkaniu powiedziała, że mimo porażki jest zadowolona z siebie. Przed tym sezonem postanowiła zmienić trochę swój styl gry na bardziej agresywny. Do tej pory kojarzyliśmy Magdę głównie z mocno defensywnego sposobu rozgrywania akcji. Cofała się głęboko za linię końcową, operowała w obronie, punkty wygrywała regularnością, przebijaniem piłek na drugą stronę – opowiada komentator Canal+.
Jak zmieniła styl rozgrywania akcji? – Oczywiście opierała nadal grę na podstawie, czyli regularności, ale jednak dokładając także więcej w ofensywie. Jeśli zaś miałbym wyróżnić jeden element, to postawiłbym na serwis. W tym roku dawał Magdzie sporo przewagi na korcie i pozwalał też wybierać bardziej ofensywne rozwiązania. Jestem bardzo mile zaskoczony tym, jaki progres poczyniła. Trener Magdy, Andrzej Kobierski od dłuższego czasu namawiał ją do bardziej ofensywnego sposobu gry. W końcu łodzianka dała się przekonać i to była bardzo dobra decyzja.
W przypadku Magdy Linette ostatnie 12 miesięcy jest trudne do jednoznacznej oceny. Wiosną finał w Rouen, latem triumf w Pradze, w końcówce roku pierwszy ćwierćfinał rangi WTA 1000 w Wuhan. Po drodze zdarzały się zaś odpadnięcia w pierwszych rundach wszystkich czterech imprez wielkoszlemowych.
– To nie był równy rok w wykonaniu Linette. Pamiętajmy jednak, że na początku sezonu musiała bronić wielu punktów za zeszłoroczny Australian Open (półfinał – przyp. red.). To ją trochę przytłoczyło, sama opowiadała o tym w programie Marka Furjana i Dawida Celta. Kiedy jej wyniki stały się lepsze? Gdy tych punktów nie trzeba było już bronić. Od wiosny Magda zaczęła punktować – wskazuje Zaręba.
Największe zaskoczenie w przypadku Magdy Linette to świetne rezultaty na kortach ziemnych – zarówno we Francji, jak i w Czechach. – W poprzednich latach raczej nie zachwycała w tych warunkach, to nie jest jej ulubiona nawierzchnia. Jestem ciekaw, jak będzie wyglądał początek przyszłego sezonu w jej wykonaniu. Bez tej presji, która towarzyszyła Magdzie w pierwszych miesiącach 2024. Ciekawe też, czy powtórzy sukcesy na mączce.
W lutym Magda Linette skończy 33 lata. Nadal występuje zarówno w grze pojedynczej, jak i deblowej. Sama przyznaje, że miewa czasem problemy zdrowotne. Natomiast rok temu, pytana przez kibicw, dlaczego wciąż występuje w deblu, przyznała w rozmowie z Eurosportem: „To są dobre pieniądze. Czasami można postawić się w sytuacji tenisisty”.
Tomasz Wolfke rozumie takie podejście. – Magda na pewno jest trochę wyeksploatowana, bo jej kariera trwa już 15 lat. Patrząc na strukturę jej występów w ostatnich latach, można odnieść wrażenie, że robi wszystko, by zarobić na dostatnie życie po zawodowej karierze. I trzymajmy za nią kciuki. Podchodzimy czasem do naszych sportowców, jak do bohaterów zbiorowej wyobraźni. Ale trzeba też na trzeźwo pamiętać, że oni z tego żyją. Muszą z tych 10, 15, 20 lat kariery odłożyć na resztę życia. Nie każdy zostaje potem trenerem, działaczem czy komentatorem. Widać, że Magda stara się wycisnąć obecnie z tenisa jak najwięcej i broń Boże nie można mieć do niej o to pretensji – mówi Wolfke. Tym większy podziw dla Linette, że mimo łączenia występów w obu konkurencjach potrafi osiągać w nich dobre wyniki.
Docenić sukcesy Igi Świątek Na singlu skupia się Iga Świątek, w przypadku której padają różnorakie opinie dotyczące jej występów w tym roku. Jedni chwalą za kolejny kapitalny sezon, inni wskazują na słabszą drugą część rozgrywek. Z negatywnym odbiorem nie zgadza się Maciej Zaręba.
– Nie należę do malkontentów, bo Iga przez prawie cały rok prowadziła w rankingu, wygrała turniej wielkoszlemowy, do tego cztery imprezy rangi WTA 1000. Musimy zrozumieć, że nie da się co sezon zwyciężać w ośmiu-dziesięciu turniejach. To jest po prostu niemożliwe w tej dyscyplinie sportu. Bardzo doceniam ten sezon Igi. Wygrała 61 spotkań przy tylko dziewięciu porażkach, a to kosmiczne liczby. Większość zawodniczek mogłaby pozazdrościć Idze podobnych rezultatów. W Polsce patrzymy przez pryzmat poprzednich sezonów, co nie do końca ma sens. Myślę, że wyników z 2022 Iga już nigdy nie powtórzy, chociaż mam nadzieje, że się mylę – mówi komentator Canal+.
Sezon 2024 w wykonaniu Igi Świątek był jak jej medal olimpijski w Paryżu. Jedni będą niezadowoleni, bo to tylko brąz, a nie złoto. Wielu jednak doceni z uwagi na trudne okoliczności i fakt, że to pierwszy krążek w historii polskiego tenisa. – Pewnie ten brąz nie jest spełnieniem marzeń samej tenisistki, a także kibiców czy dziennikarzy. Natomiast biorąc pod uwagę ogromny poziom stresu, trzeba ten wynik docenić. Nigdy nie widziałem tak spiętej Igi, jak podczas walki o medale w Paryżu. Z takim napięciem nie da się grać dobrze w tenisa, nie można kontrolować uderzeń – wskazuje Zaręba.
Zobacz też: Rosjanin nie wytrzymał i wypalił. Idze Świątek to się nie spodoba
Nasz rozmówca zauważa także „pewne problemy na szybszych nawierzchniach z rywalkami grającymi płasko i agresywnie”. Ten temat pojawiał się już w poprzednich sezonach, a trener Polki Belg Wim Fissette zapowiedział, że będą nad tym pracować. Nowy sezon rusza w Australii już 27 grudnia.
Tomasz Wolfke podsumowując ostatni rok, zauważa: „Cieszmy się, bo nigdy nie mieliśmy trzech tenisistek w pierwszej „50″ rankingu WTA. To wielki moment w historii naszego tenisa”. Świątek jest dziś wiceliderką, Fręch 25. rakietą świata, a Linette 38. Inaczej wygląda to u mężczyzn, gdzie jedyny Polak w top 100 to Hubert Hurkacz. Kamil Majchrzak znajduje się na 120. pozycji, a Maks Kaśnikowski na 182.
Do tego trzeba też dodać półfinał turnieju Billie Jean King Cup, osiągnięty przez polskie tenisistki w listopadzie. Drużyna prowadzona przez kapitana Dawida Celta pokonała w Maladze Hiszpanki oraz Czeszki, a przegrała jedynie z Włoszkami – późniejszymi mistrzyniami imprezy. Najlepszy dotychczas wynik Polek to był ćwierćfinał (1992, 2015).