“W sobotę Tomasz Berkieta awansował do pierwszego w karierze finału zawodowego turnieju w singlu. Dzień później miał okazję, by zdobyć pierwszy tytuł. Ostatecznie celu zrealizować się nie udało. W ITF w egipskim Szarm el-Szejk zatrzymał go Jewgienij Tiurniew, choć nie było to łatwe dla Rosjanina zwycięstwo. Pierwszy set był bardzo zacięty, a o jego losach zadecydowało jedno przełamanie. Porażka nieco podcięła skrzydła Berkiecie, który w drugiej partii był cieniem samego siebie.”, — informuje: www.sport.pl
Minęły nieco ponad trzy miesiące, a o Polaku znów zrobiło się głośno. Zameldował się bowiem w pierwszym w karierze finale zawodowego turnieju w singlu. W ITF w egipskim Szarm el-Szejk bez większych problemów pokonywał kolejnych rywali, w tym dwóch rodaków. I tak dotarł do decydującego o tytule starcia. Przed nim było jednak wielkie wyzwanie – gra z rozstawionym z numerem pierwszym Jewgienijem Tiurniewem.
Zacięty pierwszy set w meczu finałowym Tomasza Berkiety. Zadecydował 12. gem. Przełamanie w najgorszym możliwym momencie Oczywistym faworytem niedzielnego starcia był Rosjanin. I początek meczu faktycznie wskazywał, że tenisista wywiąże się z tej roli. Pewnie wygrał pierwszy gem serwisowy, a następnie miał aż pięć break pointów na przełamanie Polaka. Berkieta wyszedł jednak z opresji.
Co więcej, w trzecim gemie to Polak miał aż siedem okazji do wygranej przy podaniu rywala, ale szans nie wykorzystał. Gra była bardzo zacięta i wyrównana, a o punktach decydowały detale. W czwartym gemie Polak znów znalazł się pod ścianą, bronił dwóch break pointów, ale ponownie nie dał się przełamać.
Początek starcia stał więc pod znakiem sporych kłopotów tenisistów przy własnym serwisie. W miarę upływu czasu te problemy zaczęły znikać i to po obu stronach. Dopiero w 12. gemie pojawiła się kolejna okazja do przełamania. Niestety, wypracował ją Rosjanin. I tym razem ją wykorzystał. Była to zarazem piłka setowa – 7:5. O tym, jak zacięta była ta partia, świadczy też czas, który był panom potrzebny, by ją rozegrać. To godzina i pięć minut.
Drugi set do zapomnienia. Polak bez tytułu, ale i tak z sukcesem Porażka podcięła nieco skrzydła naszemu rodakowi. Na początku drugiej odsłony rywalizacji był bardzo zagubiony. Dość powiedzieć, że już w drugim gemie został przełamany, ale nie poddawał się. I już w kolejnym wywalczył dwa break pointy. Miał więc okazję, by doprowadzić do przełamania powrotnego. Tylko że znów jej nie wykorzystał i przeciwnik prowadził 3:0. A chwilę później Rosjanin miał okazje prowadzić aż 4:0. Tym razem to on jej nie wykorzystał.
Wydawało się, że Berkieta zaczyna wracać na dobre tory. W gemie numer pięć wygrywał już nawet 40:0 przy serwisie rywala i miał szansę, by mocno zniwelować stratę i ponownie zacząć liczyć się w tym starciu. Problem w tym, że nie potrafił postawić kropki nad „i”. I zamiast wyniku 2:3 zrobiło się 1:4. Rosjanin był więc o krok, by triumfować w całym turnieju.
I tej zaliczki z rąk już nie wypuścił. Po drodze po raz kolejny przełamał Polaka, ostatecznie wygrał 6:1 i w całym meczu 2:0, dzięki czemu zgarnął tytuł.
Jewgienij Tiurniew – Tomasz Berkieta 7:5, 6:1 Mimo porażki Berkieta może być z siebie bardzo zadowolony. W końcu odniósł największy sukces w zawodowym turnieju. Na dodatek po raz pierwszy w karierze awansuje do top 1000 rankingu ATP.