“Minister spraw zagraniczny Radosław Sikorski zaprzeczył, by nasza nieobecność na spotkaniu w Berlinie oznaczała ochłodzenie stosunków polsko-niemieckich czy też wyeliminowanie Polski „z gry o Ukrainę”. „Nie jesteśmy obecni w każdym formacie, to jest rzecz normalna” – podkreślił.”, — informuje: www.rmf24.pl
Pierwotnie planowane spotkanie miało znacznie szerszą formułę. Miał być prezydent Zełenski, mieli być Hiszpanie, Włosi i szereg innych krajów, których nie było – przekonywał. My nie jesteśmy mocarstwem atomowym, nie jesteśmy w G7 ani w G20. Nie jesteśmy obecni w każdym formacie, to jest rzecz normalna – podkreślił.
W jego opinii, jeśli chodzi o sprawy ukraińskie, obecność Polski podczas rozmów jest ważna, „bo wtedy zapadają lepsze decyzje”. Takie formaty jak miński czy normandzki się nie sprawdzają – dodał.
Przekonywał też, że brak zaproszenia nie jest w żadnym wypadku przejawem ochłodzenia stosunków Berlin – Warszawa. Czego dowodem ma być m.in. jego dwukrotna wizyta w Niemczech w zeszłym tygodniu i spotkanie z kanclerzem Scholzem.
Zasugerowałem mu, że socjal, którzy dostają ukraińscy uchodźcy, a który może wynieść nawet 1200 euro miesięcznie, lepiej by było dać bezpośrednio Ukrainie – powiedział Sikorski. Nie jest dobrze, że jest finansowy bodziec, by być w Niemczech, zamiast, dla mężczyzn – walczyć na froncie, a dla kobiet – przywracać bazę podatkową – tłumaczył szef MSZ.
Do spotkania prezydentów w stolicy Niemiec doszło po tym, gdy nie odbył się planowany na połowę października w Ramstein w Niemczech szczyt dotyczący obrony Ukrainy. Berlińskie spotkanie zorganizował kanclerz Niemiec.