6 lutego, 2025
Przeraźliwy ból po operacji. Lekarze nie pomogli thumbnail
Z OSTATNIEJ CHWILI

Przeraźliwy ból po operacji. Lekarze nie pomogli

Pacjentka Wojewódzkiego Szpitala w Poznaniu nie mogła znieść bólu po operacji, przez klika dni zgłaszała to lekarzom, bo leki nie pomagały. W końcu usłyszała, że jest labilna emocjonalnie. Pani Sylwia w środku nocy wypisała się z placówki na własne życzenie i trafiła na SOR innej. Tam wykonano zabieg, który błyskawicznie zakończył jej cierpienia. Materiał Interwencji.”, — informuje: www.polsatnews.pl

Pacjentka Wojewódzkiego Szpitala w Poznaniu nie mogła znieść bólu po operacji, przez klika dni zgłaszała to lekarzom, bo leki nie pomagały. W końcu usłyszała, że „jest labilna emocjonalnie”. Pani Sylwia w środku nocy wypisała się z placówki na własne życzenie i trafiła na SOR innej. Tam wykonano zabieg, który błyskawicznie zakończył jej cierpienia. Materiał „Interwencji”.

– Doktor X mówi: ta pacjentka jest labilna emocjonalnie i powinna się leczyć. I to takie było… z takim przesłaniem: nie leczyć tu na chirurgii, tylko leczyć na psychiatrii – opowiada Sylwia Kwietniewska.

– Stwierdzenie o labilności emocjonalnej ze strony lekarza z naszej placówki jest wyłącznie oświadczeniem pacjentki. Nie potwierdzam tego zdarzenia – twierdzi Piotr M. Czerwiński-Mazur, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu.

W odpowiedzi pani Sylwia pokazała dziennikarzom „Interwencji” nagranie z dyktafonu. To jego zapis:

Doktor: Jest pani labilna emocjonalnie, trudno się z panią porozumieć, pani nie słucha.

Pani Sylwia: A może by pan zrobił konsultację, jak można mi pomóc

Jest 8 stycznia tego roku. 41-letnia Sylwia Kwietniewska z Poznania budzi się z dużą gorączką i bólem. Kiedy ból narasta i zaczyna drętwieć lewa noga, kobieta jedzie na SOR w Wojewódzkim Szpitalu w Poznaniu.

– Doktor dyżurna robi USG. Widzę ten obraz, takiej dziwnej dziury na ekranie i ona mówi: No pani Sylwio, mamy ropień. Leci pani na pewno dzisiaj na blok operacyjny. Pomyślałam: Boże pomogą, to są już ostatnie chwile tego cierpienia – wspomina Sylwia Kwietniewska.

Dramat po operacji w szpitalu. Leki przeciwbólowe nie pomagały Niestety operacja niewiele pomogła. Ból, w odczuciu pani Sylwii, był jeszcze gorszy.

– Tłumaczyłam pielęgniarce, że strasznie boli mnie głowa i zaczyna puszczać znieczulenie, bo zaczynam czuć pośladki i też mnie tam boli. „Dobra coś damy i przynosi tramal”. A po tym tramalu ból do potęgi entej. Ja już po prostu wyję tej nocy – wspomina pani Sylwia.

– Zabieg był przeprowadzony w sposób typowy, zgodny ze sztuką. Leczenie przez kolejne dni również odbywało się zgodnie z zasadami medycznymi – zapewnia Piotr M. Czerwiński-Mazur, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu.

ZOBACZ: „Interwencja”: Trafili z mieszkań do „kołchozu”. Ponieważ kolej buduje tunel

– Mnie już bolało wszystko. Znalezienie sobie pozycji to była naprawdę ekstremalna joga. Ja już trzymałam własną nogę w powietrzu i ciągnęłam ręcznikiem, bo czułam delikatną ulgę. Mogę tylko przypuszczać, że może do tego ropnia się nie dostano. A dlaczego? Ponieważ osobą zmieniającą opatrunki jest mój mąż i opatrunek jest czysty. Nic z tej rany nie ucieka. Mąż dostrzegł coś niebieskiego – relacjonuje pani Sylwia.

– Nacięcie było bardzo malutkie, niecały centymetr. Wystawał z niego sączek. Jak się później dowiedzieliśmy od lekarza, to był sączek w postaci gumowej rękawiczki. Miałem wrażenie, że to nacięcie, które zostało wykonane, jest zatkane przez tę rękawiczkę i może przez to tam nic nie leciało – dodaje Dariusz Kwietniewski, mąż pani Sylwii.

Pacjentka zaczęła podejrzewać, że problem może wynikać właśnie z sączka, który mógł nie spełniać swej funkcji. Twierdzi, że zgłaszała ten fakt lekarkom, ale „nie było żadnej reakcji”. Szpital nie widzi po swojej stronie uchybień.

– Kontrola ran u chorych po zabiegach operacyjnych przebiega w kilku etapach. Od pielęgniarki opatrunkowej po lekarza prowadzącego, no i tyle – mówi Piotr M. Czerwiński-Mazur, zastępca dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu. Pacjentka zaprzecza.

Nikt nie oglądał rany. Na pierwszym poniedziałkowym obchodzie usłyszałam tylko tyle właśnie, że jest zostawiony dren, sączek i obserwujemy – twierdzi.

– Tam żadna siostra nie przychodziła. Ja przyjeżdżając do żony czasami 2, 3 razy dziennie byłem w szpitalu, ja zmieniałem tylko te opatrunki – dodaje Dariusz Kwietniewski.

Poznań. Pacjentka nie mogła wytrzymać bólu, lekarze nie pomogli Przez cztery doby pani Sylwia zgłaszała lekarzom, że ból jest coraz większy. Podawane leki przeciwbólowe tylko na chwilę go zmniejszały. Kobieta zdecydowała, że wypisuje się na własne żądanie ze szpitala.

– Żona obudziła mnie w nocy. Zadzwoniła, że mam po nią przyjechać, bo ona tu dłużej nie wytrzyma – wspomina Dariusz Kwietniewski.

– Już takie tam były sugestie, że mam się leczyć psychiatrycznie i że ja wymuszam leki przeciwbólowe. Mówię to z pełną odpowiedzialnością: nikt nie patrzył w ranę – zaznacza Sylwia Kwietniewska.

Przed opuszczeniem placówki małżeństwo porozmawiało z lekarzem. Rozmowę zarejestrowało:

Doktor: Co by pani teraz oczekiwała, żeby panią nie bolało?

Pani Sylwia: Prosiłam, żeby mnie nie bolało, ja tylko o to poprosiłam.

Doktor: Chce pani opuścić oddział?

Pani Sylwia: Ja chcę, żeby mi uśmierzono ból.

Doktor: No to tutaj już nie jesteśmy w stanie uśmierzyć.

– Lekarz dyżurny, nomen omen ordynator, mówi do mnie, że jestem labilna emocjonalnie i mówi że on już nic więcej nie jest w stanie dla mnie zrobić, że jak chcę, to mam sobie iść do domu – komentuje pani Sylwia.

ZOBACZ: Odpowiada za głośne wypadki w Warszawie. Dramat jednej z ofiar

To dalszy zapis rozmowy małżeństwa z lekarzem:

Doktor: Chce pani iść do domu?

Pani Sylwia: Chciałabym otrzymać uśmierzenie mojego bólu.

Doktor: No to otrzymała pani, cały czas.

Pani Sylwia: Zgłaszałam, że to nie działa, panie doktorze.

Doktor: Innych leków nie mamy. Wszystkie leki wykorzystaliśmy.

Pani Sylwia: Ten sączek nic z siebie nie wydalił.

Doktor: Musi być ten sączek.

Pan Dariusz: Jak długo musi być?

Pani Sylwia: I ja ma przez dwa, trzy dni z takim bólem funkcjonować?

Doktor: Tak, ma pani chodzić. Jeżeli pani chce iść do innego szpitala, to niech pani idzie.

Pani Sylwia na własne żądanie wypisała się ze szpitala wojewódzkiego. Razem z mężem postanowili szukać pomocy w innym szpitalu w Poznaniu. Trafiali na SOR Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Poznaniu.

– Tam układają mnie w pozycji takiej, żeby móc ewakuować ropnia. Dostaję maseczkę, odpływam. Po 9 minutach się budzę i nic mnie nie boli. Przychodzi pan doktor i mówi: Wiem co pani wycierpiała i jest mi bardzo przykro. Ale już więcej pani boleć nie będzie. Nacięcie, które wykonano na drugim SOR-ze jest w zupełnie innym miejscu. Jest to dziura wielkości dużego kciuka. A dziura, z którą wyszłam z Lutyckiej, to tak naprawdę już wtedy zaczynała się zasklepiać – relacjonuje pani Sylwia.

– Żonie pomagają, ewakuują ropień, uśmierzają ból, ten ból po prostu znika, jak ręką odjął – zaznacza pan Dariusz.

Sprawą leczenia pani Sylwii w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu zajął się już Rzecznik Praw Pacjenta i Izba Lekarska w Poznaniu.

ZOBACZ: Nie wysłał karetki do pacjenta, 73-latek zmarł. Dyspozytor odpowie przed sądem

O wyjaśnienia ekipa „Interwencji” zapytała Piotra M. Czerwińskiego-Mazura, zastępcę dyrektora ds. lecznictwa w Szpitalu Wojewódzkim w Poznaniu.

Reporterka: Czy macie świadomość, że dobę po tym jak pacjentka wypisała się z waszego szpitala, cierpiąc, pojechała na SOR do innego szpitala. Tam po zabiegu, który wykonany został na SOR-ze, pacjentka od razu poczuła ulgę. Macie taką świadomość?

Dyrektor: Oczywiście, że mamy taką świadomość. Jeżeli pacjentka została by u nas, z pewnością brana byłaby pod uwagę ponowna rewizja zabiegowa i dalsze postępowanie z tym związane.

– W szpitalu na Lutyckiej, gdzie byłam operowana, wskazano, że doskwierał mi ropień odbytu i odbytnicy. A na SOR-ze gdzie skutecznie mi uśmierzono ból i ewakuowano treść, mam zapis, że był to ropień skóry, czyrak gromadny pośladka. Wynik CRP 253,2 gdzie norma jest do 5 – podkreśla pani Sylwia.

– Ja rozumiem, każdemu się zdarzają jakieś błędy w pracy itd. Ale tutaj te błędy były przez kilku lekarzy w szpitalu wojewódzkim powielane przez cztery dni – komentuje Dariusz Kwietniewski.

Dyrektor Piotr M. Czerwiński- Mazur: Proces leczenia i diagnostyki był robiony prawidłowo. Natomiast decyzją pacjentki było, żeby go zakończyć.

Reporterka: To chce pan powiedzieć panie dyrektorze, że pacjentka po prostu nie cierpiąc u was,, czując się zaopiekowana, postanowiła zmienić szpital?

Dyrektor: Tego nie powiedziałem, że nie cierpiała. Tam były stosowane przynajmniej cztery grupy rożnych leków, stosowane przeciwbólowo. To leczenie przeciwbólowe było stosowane. Działało, tylko nie wystarczająco w odczuciu pacjentki, co należy uszanować.
A tak zakończyła się wizyta pani Sylwii w tym szpitalu:

Doktor: Jak chce pani, to może iść, teraz niech mi pani głowy już nie zawraca.

Pani Sylwia: Ja jestem pacjentem jeszcze, panie doktorze. Proszę do mnie nie mówić, że ja panu zawracam głowę.

Doktor: Jeżeli chcecie iść, droga wolna. Nic więcej ode mnie nie dostaniecie. Dobranoc.

Twoja przeglądarka nie wspiera odtwarzacza wideo…

red / „Interwencja”

Czytaj więcej

Powiązane wiadomości

Wielka ucieczka z turystycznego raju. Chaos w portach

polsat news

Zagrożenie sabotażem i abordaż komandosów. Manewry służb na Bałtyku

polsat news

Putin umieści żołnierzy na Białorusi i spróbuje wciągnąć kraj w wojnę – Zelensky

ua.news

Zostaw komentarz

This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Zaakceptować Czytaj więcej