“Kolejarze z PKP-PLK zamontowali zamykane na kłódkę rogatki na linii kolejowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że trasa jest nieczynna od ponad 20 lat i brakuje fragmentu torów, przez co żaden pociąg nie przejedzie. Rolnicy, którzy jadą do swoich pól, muszą za każdym razem zgłaszać przejazd i czekać na zgodę. – To jest głupizna i tyle – komentują. Materiał Interwencji.”, — informuje: www.polsatnews.pl
Kolejarze z PKP-PLK zamontowali zamykane na kłódkę rogatki na linii kolejowej. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że trasa jest nieczynna od ponad 20 lat i brakuje fragmentu torów, przez co żaden pociąg nie przejedzie. Rolnicy, którzy jadą do swoich pól, muszą za każdym razem zgłaszać przejazd i czekać na zgodę. – To jest głupizna i tyle – komentują. Materiał „Interwencji”.
Postawili rogatki pośrodku pola. Pociąg nie jechał tędy od ponad 20 lat – Cały czas się zastanawiamy, przed czym te szlabany mają chronić. Nie wiemy. To jest głupizna i tyle. Na każde pytanie dlaczego, odpowiadają: nam kazali, my tak musimy. Gdybyśmy się nie zgodzili, to by nam zamknęli przejazd – mówią dziennikarzom „Interwencji” rolnicy z Binina.
Rolnicy w umowach otrzymali polecenie każdorazowego zamykania przejazdu na kłódkę. Otwierać mogą go tylko, gdy będą przyjeżdżać. Pan Grzegorz nawet kilka razy dziennie musi to zrobić i za każdym razem procedura jest taka sama. Dotyczy ona wszystkich z rolników.
ZOBACZ: „Interwencja”. Wskazał policji złodziei auta za pół miliona. Służby są bezsilne
– Muszę zejść, otworzyć, drugą kłódkę otworzyć, szlabany pootwierać, przejechać, zejść, pozamykać je znowu. Potem pojechać, wykonać pracę, a jak będę wracać: zejść, otworzyć, pozamykać i pojechać. To paranoja – mówi.
– To nie jest tak, że nie ma nic do roboty na kolei, pracy jest ogrom, więc mnie przeraża, że mnóstwo energii idzie w zajmowanie się pierdołami. Rzeczami, które uprzykrzają ludziom życie, a nijak się mają do bezpieczeństwa – ocenia Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ta linia kolejowa jest nieczynna od ponad 20 lat. Tory są zarośnięte, a w pewnych miejscach ich brakuje. Żaden pociąg tędy nie przejedzie, ponieważ tory są odcięte z dwóch stron, a pobliski zabytkowy dworzec w Bininie został sprzedany.
PKP PLK mówi o przepisach, ale respektuje je tylko w niektórych miejscach – Zdaję sobie sprawę, że pociągi tam nie przejadą, ale to linia istniejąca, a według przepisów istniejące przejazdy na liniach istniejących, nawet nieużytkowanych, muszą mieć zabezpieczenia. Jesteśmy zobowiązani to respektować – tłumaczy Radosław Śledziński z PKP PLK w Poznaniu.
Reporter: Mówi pan o przepisach, dlaczego sami ich nie przestrzegacie. Przed każdym przejazdem powinien być znak dla maszynisty, powinny być semafory, znaki, że pociąg zbliża się do przejazdu drogowo-kolejowego.
Radosław Śledziński: Jeżeli mówimy o czynnych liniach kojowych – jak najbardziej.
Na uwagę reportera, że takich oznaczeń nie ma na linii w Bininie przedstawiciel PKP PLK już nie umiał odpowiedzieć.
ZOBACZ: „Interwencja”: Zapłacili za działkę, ale nie mogą zbudować domu
Rolnicy nie tylko kilka razy dziennie muszą otwierać i zamykać przejazd, ale także są zobowiązani do płacenia za możliwość korzystania z niego. Kiedy przed laty linia była jeszcze użytkowana, w tym miejscu nigdy nie było rogatek.
– To, że tam są szlabany, kłódki, to już jest śmieszne, ale że trzeba dzwonić do dyżurnego ruchu i uprzedzać, że „będę jechać traktorem, czy jakieś pendolino mnie nie rozwali?”, kiedy po bokach tego przejazdu nie ma nawet torów, to jest kuriozum – podsumowuje Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR.
– Zapis prawny, który jest egzekwowany sztucznie, nie służy niczemu, a na pewno nie bezpieczeństwu, w tym przypadku rolników. Jest to pewien teatr, którzy oni muszą odgrywać. To przejaw niezdrowej biurokracji nad zdrowym rozsądkiem – dodaje adwokat Mariusz Paplaczyk.
Biurokracja ponad rozsądkiem. Po interwencji PKP-PLK zmieniło decyzję Kilka miesięcy temu pan Janusz zapomniał zamknąć rogatki na kłódkę. Nagle pojawiła się inspekcja i kolejarze pisemnie zagrozili rolnikom karami finansowymi lub likwidacją przejazdu. Bo według PKP-PLK formalnie linia kolejowa istnieje.
Redakcja „Interwencji” sprawdziła inne drogi gminne i powiatowe, które krzyżują się z tą samą nieużytkowaną linią kolejową. Tam nie tylko nie ma rogatek, ale brakuje nawet informacji o przejazdach kolejowych. Okazuje się, że w działaniach kolejarzy nie ma konsekwencji. Od urzędników nie wymagają dbania o bezpieczeństwo przejazdów na tej trasie kolejowej, ale od rolników – już tak.
– Tutaj jest trasa kolejowa, która przechodzi przez drogę powiatową Wronki – Pniewy. Droga ruchliwa, to jest ta sama linia, która przechodzi przez naszą miejscowość. Widać ślady torów, szyny są zaasfaltowane równo z torami i nie ma oznaczenia, że jest przejazd – zaznacza pan Adam.
ZOBACZ: „Interwencja”. Kupili w internecie ubrania. Setki poszkodowanych
Burmistrz miasta i gminy Ostroróg Jarosław Libera przyznaje, że zgodnie z przepisami powinno istnieć oznakowanie na drogach o przejazdach. – Żadnych żądań z PKP jednak nie było – zaznacza.
Po interwencji dziennikarzy zdarzył się cud. I to bez zmiany przepisów. Kolejarze wycofali się ze swoich niedorzecznych decyzji. Rolnicy swobodnie będą mogli dojeżdżać do pól. – Przygotowaliśmy aneksy dla wszystkich osób, które wykorzystują ten przejazd, nie będzie już obowiązku zamykania rogatek, dbania o zabezpieczenie przejazdu – informuje Radosław Śledziński z PKP PLK w Poznaniu.
– Gdzie takie cuda się dzieją? Gdzie to pan załatwił tak dzisiaj? Przez noc tak właściwie… O to chodziło, żeby nie tylko naświetlić sprawę, ale coś załatwić. Wychodzi na to, że telewizja musiała przyjechać. Wszystkie trudne sprawy można rozwiązać, jak telewizja przyjedzie. To nie pierwszy raz – cieszą się rolnicy.
Cały materiał dostępny na stronie „Interwencji”.
Czytaj więcej